Kanye West w ogniu krytyki za antysemickie wypowiedzi
Choć Kanye West uznawany jest za jednego z najwybitniejszych reprezentantów sceny hip-hopowej, ostatnimi czasy głośno jest o nim nie ze względu na kolejne intrygujące projekty czy wyróżnienia, lecz medialne afery, które nieustannie inicjuje.
Odkąd raper rozstał się z Kim Kardashian, jego wizerunkowy kryzys coraz bardziej się pogłębia, a krytycznie o nim wypowiadają się nawet wierni dotąd fani. Po opublikowaniu szeregu nienawistnych wpisów na temat ekschłopaka byłej żony Pete’a Davidsona, West po raz kolejny zgorszył odbiorców atakując niedawno redaktorkę amerykańskiego "Vogue’a", która ośmieliła się skrytykować jego nową kolekcję ubrań.
Na tym litania przewinień artysty się jednak nie kończy. 8 października zamieścił on w mediach społecznościowych fragment korespondencji z Seanem "Diddym" Combsem. Panowie wymienili ze sobą wiadomości tuż po kontrowersyjnym paryskim pokazie założonej przez Westa marki Yeezy, na którym modelki paradowały ubrane w bluzy z napisem "White Lives Matter". Hasło to rozpropagowały w Stanach Zjednoczonych ugrupowania neonazistowskie, które wykorzystują je jako odpowiedź na walczący z dyskryminacją na tle rasowym ruch "Black Lives Matter".
"Wykorzystam to jako przykład, aby pokazać Żydom, którzy kazali ci do mnie dzwonić, że nikt nie będzie mi groził" – napisał muzyk. Wkrótce potem administratorzy Instagrama ograniczyli mu możliwość publikowania na swoim profilu ze względu na złamanie przez niego zasad regulaminu serwisu.
Kolejną tyradę West zamieścił więc na Twitterze. "Jestem trochę śpiący, ale kiedy się obudzę, uruchomię wobec Żydów death con 3 ("defcon" – system oznaczeń poziomów gotowości bojowej sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych wobec zagrożeń zewnętrznych – przyp. red.). Zabawne jest to, że w zasadzie nie mogę być antysemitą, bo czarni ludzie też są Żydami. Od dawna próbujecie bojkotować każdego, kto ośmieli się sprzeciwić waszej agendzie" – napisał raper. Co zgoła oczywiste, post został usunięty jako "nawołujący do nienawiści i przemocy".
Publikacje rapera spotkały się z głośnym sprzeciwem – nie tylko rzeszy internautów, ale także gwiazd i przedstawicieli organizacji żydowskich. "Słowa mają znaczenie. Groźby wysuwane pod adresem narodu żydowskiego zakończyły się kiedyś ludobójstwem. Twoje słowa ranią i podżegają do przemocy. Jesteś ojcem. Proszę, przestań" – napisała na Twitterze Jamie Lee Curtis.
Organizacja Black-Jewish Entertainment Alliance określiła słowa rapera mianem "bolesnych, obraźliwych i złych". "Utrwalają one stereotypy, które przez tysiące lat były podstawą dyskryminacji i przemocy wobec Żydów" – możemy przeczytać w opublikowanym w mediach społecznościowych oświadczeniu.