Juliette Binoche nie patyczkuje się z adoratorami...
Gwiazda francuskiego kina jest zdania, że akcja #MeeToo była niezbędna, ale w kwestii walki o równouprawnienie kobiet w przemyśle filmowym i wyrugowania z niego seksizmu jest jeszcze dużo do zrobienia.
"Zwykłe uwagi, wypowiadane mimochodem, mogą być bardzo krzywdzące. Wielu mężczyzn w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy, nie są bowiem świadomi, jak od pokoleń kobiety zmuszono do podporządkowania się. Ja reaguję natychmiast na wszelkie komentarze w stylu macho, odpieram je błyskawicznie" – przyznaje w wywiadzie dla niemieckiego magazynu "Der Spiegel”.
W dorobku Binoche są aż dwa filmy, których producentem był Harvey Weinstein, którego oskarżono o molestowanie wielu kobiet. Chodzi o "Angielskiego pacjenta" i "Czekoladę". Aktorka uważa go za bardzo sprawnego producenta, ale od początku wiedziała, że bywa nachalny wobec kobiet. "Ze dwa, trzy razy powiedział mi coś niedorzecznego. Stawiłam jednak zdecydowany odpór i tyle” – wspomina. "Ważne jest to, że jeżeli jasno i z przekonaniem mówimy Nie!, mężczyźni zwykle dają za wygraną. Wówczas nie dotykać naprawdę znaczy nie dotykać” – radzi.
Musiała znosić końskie zaloty nie tylko ze strony Weinsteina. "Pewien amerykański aktor naprawdę usiłował dotykać mnie pod stołem. Serio, pod stołem, stopą! To było coś niewyobrażalnego. Byłam w szoku. Oczywiście nie mam nic przeciwko temu, żeby mnie podziwiano, nawet adorowano. Ale z większa dozą subtelności" – zwierza się.
Binoche uważa, że w dzisiejszych czasach wykuwania się nowego modelu relacji między kobietami i mężczyznami, kobiety muszą mężczyzn wychować - cierpliwie tłumaczyć im, że ich niektóre zachowania czy uwagi mogą u drugiej strony wywołać dyskomfort.