Johnny Depp został oskarżony przez koleżankę z obsady o stosowanie przemocy
Goszcząc w podcaście "Powerful Truth Angels", amerykańska aktorka Lola Glaudini wróciła wspomnieniami do pracy nad filmem "Blow" z 2001 roku.
52-letnia Glaudini, która stawiała wówczas pierwsze kroki w Hollywood, ujawniła, że na planie padła ofiarą werbalnej przemocy ze strony gwiazdora obrazu, Johnny’ego Deppa.
Tuż przed nagrywaniem kolejnego ujęcia reżyser produkcji poinstruował ją, by w trakcie wygłaszanego przez aktora monologu nagle wybuchła śmiechem. Spotkało się to z wyjątkowo agresywną reakcją Deppa, który nie był świadom ich ustaleń.
NEW: Johnny Depp is now accused of calling Blow co-star Lola Glaudini a "f*****g idiot" and yelling at her to "shut the f**k up" during the set of the 2001 film
— Unlimited L's (@unlimited_ls) March 20, 2024
A representative for Depp denied the claims
He said that Depp 'always prioritizes good working relationships with… pic.twitter.com/opPGAcl60x
"Gdy usłyszałam sygnał, zaczęłam się głośno śmiać. Po tym, jak padło słowo cięcie, Depp poszedł do mnie, przyłożył mi palec do twarzy i zaczął krzyczeć: Za kogo ty się, do cholery, uważasz? Zamknij się, k****, ty piep***** idiotko. O, teraz nie jest ci do śmiechu? Teraz możesz się zamknąć? I tak ma zostać" – relacjonowała aktorka. I dodała, że zanim podjęła współpracę z Deppem, darzyła go ogromnym podziwem. Rzeczywistość okazała się jednak rozczarowująca.
"To był mój pierwszy film studyjny, jak dotąd kręciłam tylko filmy niezależne. A potem ten gwiazdor, który był moim idolem i u boku którego tak bardzo chciałam zagrać, totalnie mnie zbeształ. W głowie miałam wtedy jedną myśl: Tylko się nie rozpłacz" – wyznała.
Po rozmowie z ojcem Glaudini postanowiła nie uzewnętrzniać tego, że wybuch Deppa tak bardzo ją zabolał. "Tata powiedział mi, że mam dwie opcje. Mogę unieść się honorem i odejść, albo nie dać mu tej satysfakcji i sprawić, że już nigdy nie zobaczy mojej słabości. Później Depp podszedł do mnie i tłumaczył się, mówiąc, że jest trochę spięty i nerwowy, bo musi mówić z bostońskim akcentem. Spytał, czy między nami wszystko gra. Odparłam, że oczywiście, nie ma o czym mówić" – zdradziła aktorka.
Glaudini podkreśliła, że po całym zajściu żaden z członków ekipy nie stanął w jej obronie. "Nikt ze mną nie rozmawiał. Czułam się jak parias. Byłam tą s***, która rozwścieczyła Johnny’ego Deppa" – przyznała gorzko.
Do tych rewelacji natychmiast odniósł się przedstawiciel gwiazdora. "Johnny zawsze stawia na pierwszym miejscu dobre relacje z zespołem. Ta opowieść znacząco różni się od wspomnień innych osób, które były wówczas obecne na planie zdjęciowym" – skwitował rzecznik aktora w rozmowie z Variety.
O komentarz pokusił się także realizator dźwięku Samuel Sarkar.
"W mojej pracy to normalne, że nieustannie nasłuchujesz różnych dźwięków i hałasu. W tamtym momencie byłem skupiony na Johnnym, sprawdzałem, czy nie występują żadne zakłócenia – zarówno w czasie kręcenia ujęć, jak i prób. Nigdy nie słyszałem o takiej sytuacji, a byłoby to z pewnością niezwykłe i szeroko komentowane wydarzenie" – zaznaczył dźwiękowiec.