Dostał zasiłek przeznaczony dla 463 rodzin i... zniknął
Jak ujawnił japoński serwis SoraNews24, do pomyłki doszło 8 kwietnia. Gdy tylko urzędnicy zauważyli błąd, miasto ustaliło i poinformowało, jak do niego doszło. Lista odbiorców zasiłku jest przekazywana do banku na dyskietce i online. I o ile dane na staromodnej dyskietce zostały przekazane prawidłowo, to plik przesłany elektronicznie został błędnie sformatowany, w wyniku czego dane 24-latka, które były pierwsze na liście, zostały przez bank uznane za konto, na które należy przelać całą kwotę zasiłków i skąd pieniądze zostaną następnie rozdysponowane do ostatecznych odbiorców.
Urząd znalazł się w trudnej sytuacji, bo mężczyzna, na którego konto przelano pieniądze - jego dane nie zostały ujawnione - formalnie ich nie ukradł. Próbowano się z nim skontaktować, ale nie było to łatwe. Udało się dopiero 21 kwietnia, kiedy to mężczyzna dobrowolnie zgłosił się na przesłuchanie i oddał policji swój swój telefon.
Podczas przesłuchania 24-latek odmówił zwrotu pieniędzy. Stwierdził, że to niemożliwe, bo już ich nie ma, ale gotów jest odpokutować swoje winy. Policja ustaliła, że od 8 kwietnia nie próżnował. Codziennie, w niewielkich transzach, żeby nie wzbudzić zainteresowania instytucji finansowych, przelewał pieniądze do innego banku.
Gdy w końcu 12 maja miasto złożyło przeciwko mężczyźnie pozew do sądu, domagając się już 51,16 mln jenów, bo do kwoty niesłusznie pobranego zasiłku doliczono koszty sądowe, okazało się, że pozwany zniknął bez śladu. Wyczyścił konto, zrezygnował z pracy, opuścił mieszkanie i się ulotnił. Nie było to takie trudne, bo mieszkał w tej okolicy zaledwie od października 2020 roku, kiedy to wziął udział w rządowym programie mającym zachęcić młodych ludzi do osiedlania się na terenach wiejskich.
Gospodarz, u którego wynajmował mieszkanie, określił go jako dobrego chłopca, młodego i przystojnego. Dodał też, że lokator uregulował czynsz za maj.
Wydaje się, że w kraju, gdzie policja niemal na każdym kroku może śledzić ludzi za pomocą kamer monitoringu, ukrywanie się jest praktycznie niemożliwe. Chyba że zbieg prowadziłby iście survivalowy tryb życia, aby nie wpaść w oko władzom, ale wtedy korzystanie z zawłaszczonych pieniędzy byłoby mocno utrudnione.
Z drugiej strony, technicznie rzecz biorąc, zbieg nie jest oskarżony o popełnienie żadnego przestępstwa, więc możliwe, że policja nie będzie go szukać. Według prawnika, z którym rozmawiał serwis Nikkan Gendai, pozew zostanie rozpatrzony pod jego nieobecność i wyrok prawie na pewno będzie korzystny dla miasta. Jednak po 10 latach nakaz zapłaty odszkodowania się przedawni, więc jeśli do tej pory zabieg się nie ujawni lub nie zostanie schwytany, ujdzie mu to na sucho.