Córka Martyny Wojciechowskiej nie podziela jej podróżniczej pasji
"Moi rodzice nigdy nie podróżowali. Kiedyś próbowałam ich nawet namawiać: Mamo, mogę zabrać cię na każdy koniec świata, jaki sobie wymarzysz. A mama odpowiadała: No nie wiem, to może do Żelazowej Woli albo Ciechocinka. Nie każdy musi chcieć się realizować w takim trybie życia, jaki ja sobie wybrałam. Więc nie mówię nikomu: żyj tak jak ja, bo to bez wątpienia nie jest życie dla każdego" – mówi Martyna Wojciechowska.
Bardzo ważną lekcję na ten temat dała jej córka, Marysia.
"Wyobrażałam sobie, że ja - podróżniczka będę miała małą podróżniczkę, będziemy wszystko robić razem, zwiedzać świat i jego kolejne krańce. Tymczasem okazało się, że bardzo szybko musiałam zweryfikować mój pomysł na nasze wspólne podróżnicze życie. Marysia od urodzenia była dzieckiem wysoko wrażliwym, nie lubiła zmian, za ostrych dźwięków i zamieszania. Więc ten mój pomysł, że będę ją w nosidełku wszędzie ze sobą zabierać, okazał się konceptem zupełnie niepasującym do mojego dziecka. Wtedy zrozumiałam, że to ja muszę za nią podążać, za jej potrzebami, a nie za moim wyobrażeniem" – przyznaje 50-letnia gwiazda.
Na początku Marysia towarzyszyła jej w wyprawach.
"Były góry, ferraty (szlak turystyczny wyposażony dla celów autoasekuracji w linę stalową - przyp. red.), wspinaczka po skałach. Byłam przekonana, że jest zachwycona tymi przygodami tak samo jak ja. Ale któregoś dnia powiedziała mi: Mamo, wszystko super, ale to jest twój pomysł na życie, a nie mój. Zostało kilka rzeczy, które faktycznie polubiła. Dalej razem nurkujemy, uwielbiamy też jeździć na narty, ale już nie wspinamy się razem" – opowiada Wojciechowska.
Jak zareagowała na słowa córki? "Pomyślałam sobie - OK, to jest jej prawo. Teraz jeżdżę na wspinaczki sama. Ale z kolei dla mojej córki nauczyłam się chodzić po muzeach i galeriach, bo ona kocha sztukę" – mówi autorka programu "Kobieta na krańcu świata".
Córka Wojciechowskiej ma 16 lat. Jej ojcem był płetwonurek Jerzy Błaszczyk, który zmarł w 2016 r.