Jeremy Clarkson ma sposób na spóźnialskich współpracowników

Clarkson w swoim najnowszym felietonie w "The Sun" dał jasno do zrozumienia, że nie akceptuje zarówno spóźnień na zaplanowane wcześniej spotkania, jak i późniejszego tłumaczenia się z nich. "Spóźnialscy zawsze mają wymówkę typu: po drodze wpadłem na starego przyjaciela albo musiałem zaparzyć dzieciom herbatę" - stwierdził. Tymczasem według Clarksona przyczyna spóźnienia jest zawsze taka sama - "spóźniłeś się, ponieważ nie wyruszyłeś na czas".
Prezenter przyznał, że ostatnio szczególnie irytuje go maniera spóźniania się na telekonferencje. O ile bowiem podczas spotkań w realu Clarkson swobodnie nawiązuje się kontakt z zebranymi w oczekiwaniu na spóźnialskiego, to na Zoomie sytuacja robi się niezręczna i nieznośna. "Wszyscy po prostu tam siedzą, szurając nogami i bawiąc się telefonami" - napisał. Co wtedy robi znany z braku cierpliwości Clarkson?
"Zawsze wyłączam mikrofon, bo zabawnie jest patrzyć, jak ludzie używają języka migowego, próbując mi wyjaśnić, że mnie nie słyszą" - zdradził. "Kiedy go w końcu włączam, mówię, że to była wielka awaria, dzięki czemu możemy rozmawiać o problemach współczesnej technologii, czekając na dołączenie spóźnialskiego. A gdy on dołączy, wtedy mówię: …więc to już postanowione, Jim jest do odstrzału… Och, cześć Jim" - opisał swoją brutalną metodę Clarkson.