Sam Smith o swoim coming oucie: Nie byłem przygotowany na taki hejt...
Jesienią ubiegłego roku Sam Smith dokonał kolejnego coming outu. Homoseksualny piosenkarz wyznał wówczas, iż jest osobą niebinarną i nie identyfikuje się z żadną z płci. Zaapelował też do swoich fanów, by zwracali się do niego zaimkami "oni/ich" (ang. they/them). "Jestem bardzo podekscytowany i zaszczycony faktem, że otaczają mnie ludzie, którzy wspierają mnie w tej decyzji, choć muszę przyznać, że bardzo się denerwowałem ogłoszeniem tego publicznie, bo przejmuję się tym, co myślą o mnie inni. Po tym, jak całe życie toczyłem walkę z moją tożsamością płciową, postanowiłem, że będę celebrował to, kim jestem – w środku i na zewnątrz" – napisał na Instagramie.
Dziś brytyjski gwiazdor estrady przyznaje, że to szczere wyznanie na temat tożsamości płciowej wiele go kosztowało. Po ujawnieniu tej informacji zetknął się bowiem z falą nieprzychylnych komentarzy i stał się obiektem kpin i szykan. "Szczerze mówiąc, komentarze, z jakimi spotykam się każdego dnia, są bardzo intensywne. Nie da się opisać słowami, jak wiele trzeba odwagi, żeby to ogłosić, a potem udźwignąć konsekwencje. Nie byłem przygotowany na wyśmiewanie i zastraszanie" – wyjaśnił Smith goszcząc w programie "This Morning" emitowanym na antenie CBS.
Hejt, z którym zetknął się wokalista, doprowadził go niemal do załamania psychicznego. "Moja płeć była dla mnie od zawsze źródłem traumy. Nie czuję się mężczyzną. Czuję się po prostu sobą. Reakcje, z jakimi spotkałem się po zwierzeniu się z tego, sprawiły, że rok 2019 był dla mnie istną walką o zdrowie psychiczne. Po raz pierwszy w życiu zacząłem doświadczać stanów lękowych. Mimo to czuję, jakby ktoś zdjął z mojej piersi ogromny ciężar, bo wreszcie otwarcie mówię o tym, kim naprawdę jestem" – zaznaczył artysta.
Ostatnie miesiące były dla Smitha okresem intensywnej pracy w studiu nagrań. Pod koniec października ukazał się jego trzeci album zatytułowany "Love Goes".