Celebrujmy wejście w nowy rok, ale na własnych zasadach!
Wraz z wejściem w nowy rok podejmujemy również często postanowienia noworoczne. Psychologowie zachęcają, by nie wprowadzać zbyt wielu nowych rzeczy naraz.
"Różnego rodzaju wydarzenia, które są przejściem pomiędzy etapami czy elementem kultywowania tradycji rodzinnych lub społecznych, mają dla nas duże znaczenie, bo zaspokajają kilka ważnych potrzeb" - tłumaczy dr Małgorzata Godlewska, psycholożka społeczna z Uniwersytetu SWPS.
Celebracja jednoczesnego wchodzenia w nowy rok w całym zachodnim świecie daje możliwość realizacji potrzeby przynależności i wspólnotowości. "Obchodzimy w ten sposób coś, co jest wspólnym doświadczeniem i czemu niemal wszyscy nadajemy sens. Bycie w takiej wspólnotowości, świętowanie wspólnie z innymi osobami może być dla niektórych środkiem ochronnym przed samotnością" - wskazuje dr Godlewska.
(Fot. Getty Images)
Jej zdaniem celebrowanie różnych zdarzeń, nawet drobnych sukcesów, jak zdany egzamin czy zrealizowanie jakiegoś planu, ma dużą wartość i niesie wiele korzyści.
"Plagą naszych czasów jest zbytnie wybieganie w przyszłość, wychodzenie myślami w to, co będzie. A jeśli już coś nam się uda, to bardzo krótko się z tego cieszymy, bo projektujemy kolejne zadania. Nie ma na co dzień przestrzeni na to, żeby cieszyć się z tego, co się osiągnęło i celebrować z bliskimi osobami. Nie ma miejsca na tu i teraz. A wtedy nasuwa się pytanie: po co to wszystko robimy?" - zauważyła psycholożka.
Jedną z kolejnych potrzeb, które możemy realizować, obchodząc w konkretny sposób np. sylwestra, jest poczucie kontroli nad swoim otoczeniem, potrzeba ustrukturyzowania i uporządkowania wszystkiego, co dzieje się wokół.
(Fot. Getty Images)
"Badania pokazują, że gdy mamy poczucie przewidywalności, to lepiej się czujemy. Momenty w roku takie jak rocznice, ale też właśnie przejście w nowy rok nam tę rzeczywistość porządkują. Dzięki nim mamy poczucie, że wszystko zmierza w konkretnym kierunku, a my w pewien sposób możemy odcinać kolejne kupony od tego, co się wydarzyło" - opisała ekspertka.
Elementem tej kontroli, sposobem na utrzymanie poczucia sprawczości są też postanowienia noworoczne. Problemem jest to, że zazwyczaj robimy ich zbyt wiele.
"Kiedy zaplanujemy za dużo wyzwań, które wymagają od nas wysiłku energetycznego związanego z wchodzeniem w nowe nawyki lub z odmawianiem sobie pewnych rzeczy - to po prostu się wypalamy. Jeśli ktoś od pierwszego stycznia i rzuci palenie, i przestanie jeść słodycze, i będzie biegał, to przecież to wszystko jest niemożliwe do pogodzenia" - zauważyła psycholog.
Jak dodała, wykształcenie nawyku wymaga poświęceń, dużej uważności, systematyczności, więc dobrze jest wprowadzić jedną rzecz naraz.
Oczywiście celebrowanie, zwłaszcza nowego roku, może mieć różny wymiar i dla każdego oznaczać co innego. Ktoś wybierze huczny bal, ktoś inny zakopie się pod kocem i obejrzy w sylwestrową noc sezon serialu, ktoś inny pójdzie spać tuż po północy, a może nawet do niej nie dotrwa.
"To całkowicie normalne, bo różnimy się temperamentem, który reguluje wiele naszych potrzeb i zachowań. Są osoby, które bardzo dużo potrzebują czerpać z zewnątrz, bo ich układ nerwowy po prostu nie dostarcza im wystarczających bodźców. Gdyby siedziały i niewiele robiły, to po prostu źle się czują. U innych wewnętrzna stymulacja jest wystarczająca do tego, żeby czuli się w porządku. Nad temperamentem nadbudowuje się osobowość, na którą też wpływają różne doświadczenia, motywacja, relacje, w jakich jesteśmy i wiele innych czynników" - wyjaśniła dr Godlewska.
(Fot. Getty Images)
Najważniejsze w tym sylwestrowym celebrowaniu, jak podkreśla dr Godlewska, to spojrzeć w siebie i zastanowić się, co to dla mnie oznacza, co pozwoli mi przejść przez ten czas tak, by być potem zadowolonym.
"Bardzo często ludzie zerkają na media społecznościowe czy na jakieś inne kanały, które podpowiadają, co należy robić w danym momencie. Warto oprzeć się tej społecznej presji, nie oglądać się na innych. Inaczej może okazać się, że włożyliśmy w to dużo pieniędzy, energii, a mamy poczucie, że to był stracony czas i to, co robiliśmy, nie było zgodne z tym, czego potrzebujemy" - podsumowuje ekspertka.





























