Muzycy z zespołu Urszuli bali się "nawiedzonego studia"!

Urszula i jej pierwszy mąż, Stanisław Zybowski, gitarzysta rockowy i kompozytor, wybudowali dom w Józefowie pod Otwockiem, tuż przed jego śmiercią w 2001 r. Oczkiem w ich głowie było mieszczące się w nim studio.
Drugi mąż Urszuli, a zarazem jej menadżer, Tomasz Kujawski, był przejęty tym, że nowych kandydatów do zespołu piosenkarki przyjmuje w studiu stworzonym przez Zybowskiego – nie bez kozery. Sławomir Kosiński, obecny gitarzysta zespołu Urszuli powiedział współautorce jej biografii, Ewie Annie Baryłkiewicz, że na jednej z pierwszych prób na jego głowę spadła gitara.
Wokalistka potwierdziła, że taki incydent rzeczywiście miał miejsce. "Jak oni się wtedy przestraszyli! Nie tylko Kosa, wszyscy! Boże kochany, to jakiś znak od niego? - zastanawiali się. Jeśli tak, co oznacza? Jest okej? Staszek posłuchał, jak Kosa gra na gitarze, i go namaścił? Czy kazał im wszystkim spadać? Pamiętam, że zbili się w taką grupkę, siedzieli blisko siebie, nieswojo się czuli. Zresztą długo nie mogli się tu odnaleźć" – wspomina Urszula. Dzisiaj jej muzycy czują się tam jak u siebie.
"Teraz, jak ci o tym opowiadam, przygotowuję z zespołem reedycję starych płyt, do których dokładamy ślady Stasia, te solówki gitarowe i riffy. Chłopaki grają, grają, zgrywają się, a nagle któryś rzuca: Nie no, nie możemy tak zagrać, przecież Staszek by się wk*****!". Jak oni się starają! Wiem, że też czują respekt i mają szacunek" – opowiada piosenkarka na kartach książki "Urszula" (Wydawnictwo W.A.B.).
Dla Urszuli studio zawsze było miejscem przyjaznym i nie bała się do niego schodzić po śmierci Stanisława. Poza gitarą, która spadła w czasie próby, nie wydarzyło się tam nigdy nic, co sugerowałoby, że rozrabia tam jego duch. Gwiazda uważa ponadto, że energia jej zmarłego męża jest przede wszystkim w jej głowie i sercu.