Teatralne Walentynki w gwiazdorskiej obsadzie
Poniżej przytaczmy obszerne fragmenty recenzji Piotra Gniewkowskiego, który był na premierze w teatrze Capitol. Nic dodać, nic ująć...
"Klatka dla ptaków" to opowieść o… transwestytach. Pewien młody chłopak postanowił ożenić się z piękną dziewczyną i nadszedł czas zapoznania rodziców. Niestety, jego matka jest dawno niewidzianą alkoholiczką, a ojciec właścicielem nocnego klubu dla drag queens. Jest też w związku ze swoim przyjacielem o kobiecej duszy, a wspólnie żyją jeszcze z jednym dodatkowym facetem – w radosnym trójkącie.
Cały problem polega jednak na tym, że przeciwlegli rodzice są wyjątkowo staroświeccy, mocno religijni i zaangażowani politycznie – w tę prawą stronę.
Jakkolwiek dziwnie to brzmi – zabawa jest zdecydowanie przednia. W rolach głównych występują: Tomasz Sapryk, Joanna Kurowska, Olga Kalicka, Małgorzata Rudzka, Witold Dębicki, Jarosław Gajewski, Wojciech Raszewski oraz Marek Kaliszuk.
Chociaż ekipa jest doskonała i niezwykle doświadczona, zapewniająca rozrywkę na przyzwoitym poziomie, to szczególnie ten ostatni zasługuje na długie i gromkie brawa.
Kaliszuk w niezwykły sposób bawi się swoją rolą, czuć od niego energię, ogromny dystans i świetne przygotowanie. Chociaż nie jest postacią pierwszoplanową – bawi nas do łez.
Wracając jednak na chwilę do reszty – nie zawodzą. Zresztą nie są to byle jakie nazwiska, a ludzie tacy jak Tomasz Sapryk czy Joanna Kurowska to pewnik, że bawić będziemy się inteligentnie, ekstrawagancko i niezapomnianie.
Scenariusz natomiast jest naprawdę na wysokim poziomie i w bardzo inteligentny sposób prowadzi widza przez meandry kolorowego świata transwestytów.
Sposób, w jaki oddany został ten nieznany mi szerzej niezwykły klimat, jest piorunujący i chociaż początkowo nie do końca rozumiemy co w ogóle oglądamy, tak z każdą minutą jest lepiej, mniej chaotycznie i zdecydowanie sensowniej konstrukcyjnie.
Czasami jest zabawnie, czasami ironicznie, ale zawsze z pomysłem i dystansem do tematu.
Na „Klatkę dla ptaków” poszedłem z mamą i w pierwszej chwili lekko obawiałem się o to w jaki sposób odbierze specyfikę poruszanego tematu oraz jego wykonania. I wiecie co? Bawiła się świetnie! Tak samo zresztą jak cała zgromadzona sala.
Tak, widownia podeszła do recenzowanej sztuki bardzo dojrzale i jednocześnie niezwykle tolerancyjnie. Jestem dumny i w dobie niezbyt pozytywnych nastrojów społecznych miło zaskoczony!
Podobało mi się również drobne nacechowanie polityczne, które z pewnością wywoła na Waszej twarzy chociaż maleńki uśmiech, tak jak i puenta całego przedstawienia.
Jeśli macie otwarte głowy – koniecznie zobaczcie sztukę na własne oczy.
Więcej o spektaklu TUTAJ