Miłośnicy astronomii zacierają już ręce i czekają z niecierpliwością na noc ze środy na czwartek, podczas której na niebie będzie można zaobserwować nawet sto "spadających gwiazd" na godzinę. Koniecznie trzeba zatem przygotować sobie naprawdę sporo życzeń.

Widoczne na niebie "spadające gwiazdy" to w rzeczywistości Perseidy, czyli jeden z największych i najbardziej regularnych rojów meteorów pochodzący od komety 109P/Swift-Tuttle.

Jak przypomniał wicedyrektor Planetarium Śląskiego Stefan Janta, zwykle można oglądać to coroczne zjawisko od połowy lipca do 25 sierpnia, kiedy Ziemia na swej drodze wokół Słońca przecina orbitę komety, a do atmosfery wpadają pozostawione przez kometę małe cząstki materii.

"Tak naprawdę nie widzimy spadających gwiazd, a jedynie blask, smugę świetlną, która powstaje na skutek wejścia do atmosfery ziemskiej niewielkich fragmentów komety, a dokładniej małych kamyczków wielkości ziarenka piasku" - wyjaśnił popularyzator astronomii.

W tym roku maksymalną aktywność zjawiska będzie można zaobserwować w nocy ze środy na czwartek. Janta podkreślił, że najwięcej świetlnych śladów będzie można oglądać nad ranem, "gdy nad naszymi głowami znajdzie się punkt, w kierunku którego mknie na swej orbicie Ziemia".

"Wtedy bowiem nasza planeta zgarnia do swej atmosfery wszystkie śmieci, które leżą na jej drodze. Wieczorem natomiast możemy dostrzec tylko te meteory, które dogoniły Ziemię, bo ich prędkość jest większa od prędkości orbitalnej naszej planety" - dodał Janta.

Na nocne obserwacje najlepiej udać się poza miasto, z dala od świateł miejskich. "Wtedy zobaczymy wszystkie Perseidy, a nie tylko te najjaśniejsze, czyli tzw. bolidy" - dodał Janta.

Jak podkreślił, 12 sierpnia Księżyc będzie dwa dni przed nowiem, więc "nie będzie przeszkadzał". "Jedyną niewiadomą jest pogoda. Jeśli niebo zasnują chmury, na maksimum Perseidów trzeba będzie poczekać cały rok" - dodał.