Łamał przepisy, by ściągnąć na siebie uwagę policji. Dzięki temu uniknął śmierci
Wszystko zaczęło się od nieroztropnego gestu hodowcy, który pochwalił się w internecie, że ma w domu sporą sumę pieniędzy. To - jak donosi Huffpost - zwabiło trzech dwudziestolatków, którzy postanowili go okraść. Udając zainteresowanych kupnem psów, umówili się z nim na spotkanie w jego domu.
Napastnicy najpierw splądrowali dom w poszukiwaniu pieniędzy, a potem chcieli zabrać cenne psy. By wydobyć z hodowcy informację, gdzie się znajdują, przetrzymywali go prawie dwa dni. W końcu hodowca zdołał ich przekonać, że psy znajdują się u jego ciotki w Fort Lauderdale. Bandyci, grożąc bronią, zmusili go, by zawiózł ich tam samochodem. W drodze porwany wpadł na pomysł, który ostatecznie go uratował.
Na wiadukcie, gdzie zwykle są patrole policji, przyspieszył, przekraczając prędkość o 30 km/h. I faktycznie, samochód został zatrzymany i podczas kontroli zastępca szeryfa hrabstwa Martin, Cameron White zauważył, że coś jest nie w porządku. Przede wszystkim kierowca, jak to opisał szeryf, wyglądał na zdesperowanego.
Dziwne również wydało się to, że po otrzymaniu upomnienia, zdawał się niechętnie wracać do samochodu. Policjant musiał mu dwa razy powtarzać, że jest już wolny i może jechać. "Idąc w stronę swojego samochodu, złożył za plecami ręce i wykonał gest, jakby strzelał z pistoletu, a mi ciarki przeszły po plecach" - wyjawił Cameron White lokalnej stacji telewizji WPTV.
Policjant natychmiast kazał mężczyźnie oddalić się od samochodu i wezwał wsparcie. "Zapytaliśmy, co się dzieje, a on odpowiedział, że ci faceci w samochodzie trzymają go jako zakładnika, że mają broń, a on potrzebuje pomocy" - relacjonował Cameron White.
Gdy wsparcie dotarło, trzej mężczyźni zostali aresztowani. Postawiono im liczne zarzuty, w tym porwania, uprowadzenia samochodu, napadu z bronią w ręku i wtargnięcia do domu, a także nielegalnego posiadania broni oraz zakazanych substancji.