Jeremy Clarkson rozbudowuje wyjątkową posiadłość...
Chodzi oczywiście o to samo miejsce, które wysadził w powietrze podczas show "The Grand Tour", bo nie chciało mu się rozbierać starych zabudowań.
W tej posiadłości, nazwanej "Diddly Squat Farm", zaplanował sześć sypialni, pięć łazienek, kino w piwnicy, pokój gier na poddaszu, oranżerię, garaż na pięć samochodów, specjalny garaż na quady, wybieg dla koni. I tak skromnie jak na działkę o powierzchni ok. 5 tys. m. kw., którą kupił za 4,25 miliona funtów w 2012 r.
To właśnie tutaj założył własny sklep "Diddly Squat Shop", który trafił na pierwsze strony gazet, gdy w lutym tego roku uruchomił sprzedaż "nieekologicznych" ziemniaków i innych płodów rolnych, taniej niż w dyskontach. Choć działalność ta została "zamrożona" na czas pandemii, dawny gospodarz "Top Gear" nie próżnuje.
Poinformował, że szykuje na swoje "nieekologiczne" płody jeszcze większą stodołę. Do tego buduje potężną szopę imprezową, w której będzie wydawał przyjęcia dla przyjaciół z showbiznesu.
Po co mu aż tyle gruntów, do tego w różnych częściach kraju? "Jest wiele rozsądnych powodów" - twierdzi. "Inwestycja w ziemię to lepszy pomysł niż trzymanie pieniędzy w jakimkolwiek banku. Rząd nie dostanie ani grosza gdy umrę, a ceny żywności, którą uprawiam, mogą tylko wzrosnąć. Choć… jest jeszcze jeden, o wiele ważniejszy powód: mogę sobie do woli jeździć guadem".