Emily Ratajkowski kończy z aktorstwem. W niewybrednych słowach ocenia Hollywood
"Nie czułam, że jestem artystką, która pracuje w miejscu, gdzie czuje się jak u siebie. Czułam się jak oceniany przez ludzi kawałek mięsa. Miałam wrażenie, że ciągle zadają pytanie o to, czy mam jeszcze coś wartościowego oprócz moich piersi" – tak w szczerym wywiadzie dla "Los Angeles Times" uzasadniła swoją decyzję Ratajkowski.
Jak przypomina portal Variety, po roli w "Zaginionej dziewczynie" modelka i jej współpracownicy bardzo ciężko pracowali nad tym, żeby znaleźć dla niej taką rolę, która potwierdzi, że jest poważną aktorką. Udało jej się znaleźć jedynie drugoplanowe role, choć okazji do spełnienia się mogło być więcej. Tak jak w przypadku głośnego filmu Rubena Ostlunda "W trójkącie". Walkę o występ w tym filmie Ratajkowski przegrała z Charbli Dean.
"Zrozumiałam, że aby zaistnieć, będę musiała dać się strawić potężnym mężczyznom z Hollywood. Nie ufałam mojemu agentowi aktorskiemu, człowiekowi od reklam, menadżerowi. Zwolniłam ich, bo miałam pewność, że sama mogę odbierać telefony. Sama podejmować decyzje. Żaden z nich nie miał na sercu mojego dobra. Wszyscy nienawidzili kobiet" – wyjaśniła Ratajkowski.
W efekcie postanowila odciąć się od Hollywood. "Teraz w ogóle nie interesuje mnie to, jak postrzegają mnie mężczyźni. Z powodu ich kłamstw. Żyjemy w zje…ym świecie. Hollywood jest zje…y. I mroczny. Ciężko mi było imprezować z takimi ludźmi. Jeszcze cięższe było to, że pewna część mnie jest z nimi tak mocno związana" – stwierdziła gwiazda.