Menu

Kayah: "Dopiero czuję się warta prawdziwej miłości"

Kayah: "Dopiero czuję się warta prawdziwej miłości"
Kayah podczas koncertu pierwszego dnia Polsat Hit Festiwal w Sopocie w maju 2025 r. (Fot. PAP/Andrzej Jackowski)
Ostatni czas był dla niej trudny. Przeszła skomplikowaną operację, zmarł jej ojciec, rozeszły się jej drogi z Kayaxem - wytwórnią, którą współtworzyła. 'Choć wciąż składam się z tych bolesnych przeżyć, wierzę, że były potrzebne, by się odrodzić. Może potrzebowałam wstrząsu?' - przyznaje Kayah. W tym roku mija 30 lat od wydania jej pierwszego autorskiego albumu 'Kamień'.

PAP Life: Swoją popularność uważasz za moc?

Kayah: Tak. Dzięki niej mogę zmieniać świat na tyle, ile potrafię. Popularność przydaje się mi się w działaniach charytatywnych, społecznych. Sama czuję się zwyczajnym człowiekiem, tyle tylko, że akurat mam taką właśnie pracę. Nie dystansuję się, nie stawiam na piedestale. Jestem empatyczna. Los innych mnie obchodzi i dotyka.

Wychowało mnie Podlasie, natchnęło Podhale, wzruszyło Pomorze, utuliło Mazowsze, zafascynował Śląsk. Czuję się Polką i polskie problemy leżą mi na sercu. I właśnie z tej potrzeby serca tak się angażuję. Czasem tylko odczuwam irytację, że my, obywatele, musimy brać w swoje ręce sprawy, za które powinni być odpowiedzialni politycy, bo ich zadaniem jest służba społeczeństwu.

PAP Life: Dużo koncertujesz, teraz też jesteś w trasie, spotykasz się z fanami. Muzyka jest ponad podziałami?

Kayah: Muzyka jest cudem. Łączy pokolenia, narody… Łączy ludzi wrażliwych. Ale potrafi być narzędziem, jednym z wielu, do dzielenia, kiedy dochodzi do świadomego faszerowania ludzi jadem. Zawieruchy polityczne mogą przyczynić się do faworyzowania niektórych artystów, a marginalizowania pozostałych. Łatwo się manipuluje naszymi odbiorcami. I odczuwamy to bardzo boleśnie na naszej skórze. Równie bolesne są podziały rodziny przy wigilijnym stole. Ja i moi krewni różnimy się w poglądach. Ale są to wciąż moi bliscy i nie przestaję ich kochać, bo mają inną perspektywę.

Jako artystka mam ogromne szczęście, że mogę się spełniać dzięki takim instrumentom jak intelekt, talent muzyczny i literacki. Ale kiedy odbierałam jedno z najwyższych odznaczeń w tym kraju, skrępowana pomyślałam, że ja tylko piszę i śpiewam. Z czasem zrozumiałam, że moja twórczość jest ważna dla wielu serc. Rolą sztuki jest wzruszać, wzbudzać refleksje. Ale nie doceniłam jej wystarczająco. Jej wkładu w rodzimą kulturę, kultywowanie ojczystego języka i naszą narodową tożsamość.

PAP Life: Koncerty cię nie męczą? Czy dziś podchodzisz do nich tak samo jak 30, 20 lat temu?

Kayah: Nic się nie zmieniło. Poza może tym, że z wiekiem trudniej się regeneruję, szczególnie po nocnych powrotach z koncertów. Mam jednak taki sam respekt do mojej pracy. Pracy, która wciąż jest moją pasją. Odczuwam ogromną wdzięczność dla każdego z osobna. Moim muzykom za trwanie przy mnie przez wiele lat, mimo moich różnych wyborów. Za lojalność fanów na przestrzeni tak długiego czasu. Za śpiewanie ze mną na koncertach, nieraz w deszczu czy zimnie.

PAP Life: Niedawno w Sopocie zagrałaś koncert z okazji 30-lecia wydania płyty "Kamień", swojego pierwszego autorskiego albumu. Zaprosiłaś kilku gości, m.in. Gorana Bregovica. Miałaś jakieś wątpliwości, czy powinnaś z nim wystąpić? Bregovic jest znany ze swoich prorosyjskich poglądów.

Kayah: Nie miałam wątpliwości, tylko ogromną radość. Telewizyjna widownia nie mogła zobaczyć mnie i Gorana razem przez ostatnie 26 lat. A mówimy tu o duecie, który wywrócił polski rynek do góry nogami, choć o wiele ważniejsze są dla mnie ludzkie emocje.

Z czasem pokorniejemy, a przynajmniej my z Goranem. Spotykamy się na wielkich koncertach, w których biorą udział tysiące ludzi. Spotykamy się jako partnerzy wdzięczni sobie nawzajem za tę przygodę życia, jako dojrzali ludzie, odnosząc się do siebie z szacunkiem i serdecznością. Kiedy on mnie pyta, jak mój syn, a ja, co mu wyprasować, wiem, że to będzie dobry koncert.

Jeśli zaś chodzi o jego polityczne sympatie… nigdy o tym nie rozmawiamy. Nie mamy prawie czasu na próbę, a co dopiero na to. Zresztą w zespole jest dużo ludzi i prawdopodobnie każdy ma własny koncept. Czy to ma nas podzielić? Jak mówiłam, muzyka łączy.

PAP Life: W czasie tego koncertu jubileuszowego wystąpiłaś także w duecie z Krzysztofem Kiljańskim oraz Dawidem Kwiatkowskim. Dziś duety w muzyce są modne, bo mogą wzmocnić każdego z artystów i przyciągnąć uwagę większej ilości fanów. Z drugiej strony, duet to pójście na pewien kompromis, schowanie własnego ego. Lubisz śpiewać w parze? Czy jednak wolisz być na scenie solo?

Kayah: Duety są namiastką tego, co mogłam przeżywać w przeszłości. Czyli współtworzenia jako chórzystka czegoś większego, bez konieczności brania na siebie całej odpowiedzialności. Kocham to. A obie piosenki, z Krzysztofem Kiljańskim i Dawidem Kwiatkowskim, są bardzo osobiste, więc i ważne. Pierwsza łączyła się z przeżywaną przeze mnie tragedią w Biesłanie i tsunami pół roku później, a druga z osobistą stratą. Czasem piosenki bywają naszą autorefleksją i autoterapią. Kompromis? Oczywiście. Każdy silny człowiek jest na niego gotowy, byle nie przekroczyć granicy swojej autentyczności.

PAP Life: Kiedy wyszła płyta "Kamień", miałaś 28 lat i już całkiem spore doświadczenie na polskim rynku muzycznym. Co cię skłoniło, żeby iść własną drogą?

Kayah: Po falstarcie, jaki miałam w 1987 roku i kacu po pierwszym podpisanym kontrakcie, skazano mnie na banicję i jako solistka miałam tzw. bana przez x lat, o czym mówiłam już tysiąc razy. Nie warto do tego wracać. Coś, co z początku jawiło się jako osobista tragedia, było tak naprawdę cudowną szansą. Dało mi to przestrzeń na uczenie się, zdobywanie doświadczenia dzięki śpiewaniu chórków z wieloma zespołami na scenie oraz w studiu. Ten czas, który był nieocenioną lekcją, wreszcie pozwolił mi dojrzeć do własnych kompozycji. A te się złożyły na płytę "Kamień".

Moja determinacja była też wynikiem straszliwej krytyki, jakiej dopuścił się wobec mnie mój ojciec. Przekułam swoją rodzinną klęskę w sukces. To ojcu chciałam udowodnić, że jestem coś warta. Oczywiście moja młodość sprawiała, że byłam niepokorna i zdeterminowana. Ciężko było mnie wtedy złamać. Mimo łez, szłam jak taran, przekonana o wielkim darze, jakim jest talent.

PAP Life: Jak "Kamień" zmienił twoją muzyczną drogę?

Kayah: Walka o wydanie tej płyty nauczyła mnie, by się nie poddawać. Moja pierwsza wytwórnia, w ramach zemsty za zerwanie kontraktu, skutecznie zniszczyła mi reputację, co ciężko było naprawić, mimo mojej współpracy jako chórzystka z wieloma artystami. Kiedy więc chciałam zaprezentować demo, nikt nawet nie chciał się ze mną spotkać. Zaufał mi dopiero Marek Kościkiewicz i podjął wyzwanie. Jego odwaga do podjęcia ryzyka była megaważna. Cieszę się, że go nie zawiodłam.

Dostałam za ten album najważniejszą polską nagrodę muzyczną, Fryderyka, co uwiarygodniło mnie w oczach branży i stało się kamieniem - nomen omen - milowym w mojej karierze. Wkrótce okazało się, że jest to płyta mająca niesamowity wpływ na ludzi, a także na stylistykę panującą na naszym rodzimym rynku. Dała mi przepustkę do ludzkich serc i sceny.

PAP Life: Kto, poza Markiem Kościkiewiczem, pomagał ci przy "Kamieniu"?

Kayah: Bez moich muzyków, a szczególnie bez Krzysia Pszony, Filipa Sojki i Artura Affka, nie wydarzyłoby się nic. Wsparli mnie swoim talentem i lojalnością, dzięki czemu mieliśmy wspólną wizję. Dwaj pierwsi stanęli na progu wynajmowanego przeze mnie mieszkania i powiedzieli, że nie odejdą, póki nie zabierzemy się za mozolną pracę nad albumem. Spali w kuchni, na dmuchanych materacach, z których w nocy uchodziło powietrze. Jedliśmy parówki i piliśmy tanie wino, bo wszyscy byliśmy bardzo biedni. Ale napędzała nas muzyka. To ich autorstwa jest mój pierwszy przebój "Fleciki". Czasem tęsknię za tamtą energią.

PAP Life: Czy uważasz, że udało ci się ten sukces udźwignąć?

Kayah: Unosiłam, upadałam, a potem podnosiłam się znowu. Myślę, że najtrudniejszą rzeczą było zaakceptowanie utraty prywatności. Nagle stałam się własnością publiczną, podlegającą ocenom, nie tylko w odniesieniu do muzyki. Zaczęto komentować moje życie, choć tak naprawdę nic o nim nie wiedziano. Bywały momenty, że czułam się zaszczuta. Chyba najgorzej było po płycie "Zebra" (1997). Był to bowiem czas wysypu tabloidów, które sobie nic nie robiły z niszczenia innym życia.

PAP Life: Sukces czasem rozleniwia, czasem wydaje się, że zyskaliśmy jakąś nadzwyczajną moc. Był moment, że zakręciło ci się w głowie?

Kayah: Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony poczucie bezpieczeństwa finansowego, z drugiej strach przed utratą tego. Lęk przed bezczelnym przekraczaniem moich prywatnych granic. Duma, a jednocześnie obawa, że nigdy nie doskoczę do poprzeczki, którą sobie postawiłam poprzednią płytą. Nie ukrywam, że nie opuszcza mnie to do teraz. Myślę, że wielu artystów tak ma. Z tym rozleniwieniem może to też trochę prawda. Ale wtedy byłam wolną duszą, wstawałam, kiedy chciałam. Pierwsze, co robiłam, to siadałam do klawiatury, grałam i śpiewałam, nawet cały dzień. To przywilej taka wolność. Kiedy przychodzą obowiązki, coraz trudniej znaleźć czas, kiedy tylko nawiedza nas wena. A z czasem i ona robi się kapryśna.

Czy czułam się lepsza? Zawsze miałam kompleksy. Ale sukces pozwala nam uwierzyć w siebie i poczuć się trochę bardziej komfortowo. Nigdy natomiast nie miałam w sobie tego sportowego zacięcia, żeby się ścigać z innymi. Jestem osobą, która potrafi czerpać satysfakcję z sukcesu innych i szczerze im go gratulować.

PAP Life: Byłaś jak kamień?

Kayah: Czasem taki z gąbki.

PAP Life: Masz w sobie pokorę?

Kayah: Mam. Bywałam w życiu głodna. Parałam się różnymi rzeczami, byle tylko móc być blisko muzyki. Pracowałam jako modelka, opiekowałam się dziećmi, sprzątałam, robiłam na zmywaku. To zbudowało mój charakter i szacunek do pieniądza, jak również pracy innych ludzi. Umiem też przyznać się do błędu, przeprosić… A także transformować związki z innymi ludźmi, na przykład przebaczać. Co nie znaczy, że zapominam.

PAP Life: Kiedy patrzysz na siebie z tamtych lat, to coś byś powiedziała tamtej 28-letniej dziewczynie?

Kayah: Powiedziałabym, jesteś piękna i wartościowa, uwierz w to. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Jesteś wyjątkowa, bo każdy z nas jest. Nie zgadzaj się na namiastkę, nie proś o miłość, stawiaj granice. Ufaj z dystansem. Kwestionuj. Nie bój się być sobą. Uwierz w karmę. Uważaj na fałszywych przyjaciół, bo wrogów i tak poczujesz.

Podziwiam dawną siebie za siłę, szczerość, czystość uczuć i empatię. Za umiejętność kochania całą sobą i determinację. Kocham tamtą Kasię. Uczę się kochać teraźniejszą. Nie, wróć: akceptować teraźniejszą ze wszystkimi zmianami, które niosą ze sobą doświadczenie i czas.

PAP Life: Jesteś autorką tekstów, z którymi utożsamiają się pokolenia kobiet. Ale też współautorką sukcesów wielu polskich artystów, współzałożycielką Kayaxu, jednej z pierwszych polskich wytwórni fonograficznych. W kwietniu na swoich social mediach napisałaś, że odchodzisz z Kayaxu i że firma to zamknięty rozdział. Co się wydarzyło?

Kayah: To był dość długi i wyniszczający proces. Ale najważniejsze, że otworzył mi nowe możliwości, nadając mojemu życiu nowy rytm. Grubą kreską odcinam przeszłość, z której - nota bene - jestem bardzo dumna. Składam się z bolesnych doświadczeń. Wiem, co to trzeźwienie po okresie nieświadomości, jak trudno jest wybrać siebie, bez lęku o przyszłość. Zadbać o siebie, postawić granice. Wszystkich do tego zachęcam, wiedząc jednocześnie, że nie wszyscy mogą liczyć na takie wsparcie, jakie ja miałam w tym procesie, za które jestem bardzo wdzięczna. Marzę już o czasie, kiedy nie będę musiała się z tego tłumaczyć.

PAP Life: Co dalej? Planujesz założenie własnej wytwórni, czy po prostu będziesz występować?

Kayah: Łączę się z e-muzyką i grupą Empik, aby móc dalej funkcjonować na polskim rynku muzycznym, jednocześnie jako artystka i promotor innych artystów. To wielki przywilej. Nie jestem nowicjuszką. Wnoszę jako kapitał mój katalog z prawami - własność intelektualną i wiedzę, jaką mogłam pozyskać przez ostatnie ponad 20 lat. Czuję, że przede mną nowy, ekscytujący rozdział.

PAP Life: Masz 57 lat. Jakbyś określiła moment życiowy, zawodowy, w jakim teraz jesteś?

Kayah: Jeszcze przed chwilą otrzepywałam się po moich zawodowych decyzjach, które nie były łatwe. Po operacji, która poważnie zachwiała moim poczuciem kontroli. Po śmierci mojego taty i mojego największego przyjaciela, psa, co złamało mnie na pół na dość długo. Ale panta rhei (wszystko płynie – przyp. red.). Choć wciąż składam się z tych bolesnych przeżyć, wierzę, że były potrzebne, by się odrodzić. Może potrzebowałam wstrząsu? Może trzeba wszystko zgubić, by zacząć poszukiwać siebie?

PAP Life: Czego kobietę uczy czas? Bywasz czasem atakowana: "w pani wieku to nie wypada!"?

Kayah: Czas uczy pogody. To już Jacek Cygan wiedział dawno temu. A na ageizm się nie zgadzam. Daj Boże, że by ci, co tak mówią, mieli kiedyś przywilej bycia w tym wieku. Wieku, który wiąże się z wiedzą, mądrością będącą wynikiem doświadczeń, pokorą i dystansem.

PAP Life: Wiele kobiet przemijanie kojarzy z końcem atrakcyjności, obawą, że staniemy się przezroczyste dla mężczyzn. Boisz się tego?

Kayah: Czy uważasz, że jestem stara? Bo wyczuwam taką melodię. Mam 57 lat, zero demencji, sprawne i zgrabne nogi, uprawiam sport. W moim rzadkim życiu towarzyskim wykazuję się większą siłą niż nie tylko moi rówieśnicy. Mam otwarty łeb, bardziej niż niejeden dwudziestolatek. Na koncertach śpiewam i tańczę przez półtorej godziny.

Czy czuję się przezroczysta? Bo chyba o to chodzi. Nie, nie czuję się. Dopiero czuję się warta prawdziwej miłości. Nie jestem w tym temacie zdesperowana, lecz wręcz krytyczna.

Narcyzi miłości nie czują, nie umieją w miłość. W tym wieku dopiero to wiem i wiem, jak ich rozpoznać. Już nie zmarnuję nawet godziny na kogoś takiego, a co mówić o latach.

To piękny wiek, nic nie musisz, a wszystko możesz. Masz świadomość wszystkiego. Granic własnych, których żadnemu przydu****** nie pozwolisz przekroczyć. Ciała, które z każdym dniem znasz coraz lepiej, któremu jesteś wdzięczna za jego towarzystwo. To wspaniałe doświadczenie i niech trwa najdłużej. Jasne, że pewne rzeczy mi się nie podobają. Jeszcze nic nie zmieniałam, ale kto wie, może dla własnego komfortu kiedyś zdecyduję się na eksperymenty. Na razie nie czuję takiej potrzeby.

Mam dość postrzegania mnie poprzez mój wygląd. Mam do zaoferowania znacznie więcej. I namawiam kobiety do samych dobrych myśli względem siebie. Nikt nie będzie uznawał nas za piękne, jeśli my same o sobie tak nie pomyślimy. Szanujcie się dziewczyny. Nie ulegajcie stereotypom. Przeciwstawiajcie się im. Życie to nie insta. Wierzę w miłość własną. Ona otwiera wrota. Będą nas kochać galaktyki.

PAP Life: Podobno pięćdziesiątka jest uwalniająca. Zgadzasz się?

Kayah: No i dalej brniemy w wiek w rozmowie z artystką z dorobkiem. Jakby wiek był moim największym osiągnięciem. A uwodzicielstwo jedynym talentem. Dobra. Przyjmuję wyzwanie.

Nie wiem, co niby ma uwalniać jakikolwiek wynik wiekowy. Znam ludzi, którzy mają więcej lat, a wciąż są betonem, nie uczą się na błędach, są ograniczeni i tępi. Znam też ludzi bardzo młodych, a zalęknionych, zakompleksionych i bez ambicji. Tacy umierają za życia.

Mamy naszą narodową ikonę. Marylka, moja trochę starsza koleżanka. Apetytem na życie i podejściem do niego może świecić przykładem. Nie każdy może nią być, ale uwierz mi, że każdy by chciał.

Swojej pięćdziesiątki nie zauważyłam. Leżałam z temperaturą, twarzą na kuchennym stole mojej mamy, modląc się o kres. Choroby, nie mnie.

PAP Life: Jeanne Moreau powiedziała kiedyś, że starość nie chroni przed miłością. Za to miłość potrafi ochronić przed starością. Chciałabyś się zakochać?

Kayah: To chyba jest wywiad do magazynu geriatrycznego (śmiech). Od razu powiem, że nie jestem ekspertem. Zakochać się w życiu? Zawsze!

PAP Life: Jakich błędów w relacjach żałujesz?

Kayah: Braku stawiania granic i nadmiernej ufności w to, że ludzie wchodzą w naszą przestrzeń z takimi samymi intencjami, jak my.

PAP Life: Jakie masz oczekiwania wobec mężczyzny?

Kayah: Musi być szczery. Odpowiedzialny. I rozumieć, czym jest partnerstwo. Poczucie humoru, obycie i intelekt mile widziane. Nie zgadzam się na kompromisy, które zabierają mi czas i energię i w tym jestem radykalna.

PAP Life: W ostatnich wywiadach często wspominasz swojego ojca. Mówisz o tym, że brakowało go w twoim życiu i że nigdy nie dostałaś od niego akceptacji. Wybaczyłaś mu?

Kayah: Umarł w lutym. To dużo zmienia. Po pierwsze, prawdopodobnie on sam ma gdzieś, czy to zrobiłam. A ja mam w sercu znacznie więcej zrozumienia, czemu był, jaki był.

PAP Life: Korzystałaś kiedykolwiek z terapii?

Kayah: Nie korzystałam, choć wiem, że wielu ludziom rozwiązała węzeł gordyjski, szczególnie w relacjach z bliskimi. Nie ukrywam, że mam tendencję do oglądania się za siebie. Trochę się tym "pałuję". Ale przecież sama śpiewam, że jedyne, co prawdziwe, jest tu i teraz.

PAP Life: Czy dziś łatwiej wybaczasz błędy innym ludziom?

Kayah: Nie wiem. Są ludzie i błędy, których nigdy nie wybaczę. Co więcej, odpowiedzą mi za nie. Prędzej czy później. Jestem skorpionem, mam taką naturę, że nie odpuszczam. A karma mi sprzyja. Dzięki niej nawet nie muszę nic robić. Fakt, że z czasem coś olewamy. Nie ma lepszej zemsty niż obojętność, ruszenie dalej do przodu i pogodzenie się z samym sobą. A gwoździem do trumny innych będzie nasz sukces!

PAP Life: Czy w stosunku do siebie jesteś wyrozumiała?

Kayah: I tak, i nie. Bywam wymagająca. Ale to daje mi prawo do wymagania od innych.

PAP Life: Co jeszcze pomaga ci odzyskać równowagę?

Kayah: Kiedyś - widok śpiącego, szczęśliwego i bezpiecznego psa obok. Dziś to świadomość, że mam bezpieczny dom, kraj bez wojny. To moja mama, która wciąż twierdzi, że się dobrze czuje, choć wiem, że trochę ściemnia. To odradzająca się przyroda po zimie, dająca nadzieję, że my też jesteśmy w tym kole odrodzeń.

PAP Life: Świat dostarcza powodów do radości, ale nie tak często jak byśmy chcieli. Gdzie ty odnajdujesz radość?

Kayah: W wawerskiej Radości (osiedle w Warszawie – red.). Przecież tu mieszkam! 

Kayah, właśc. Katarzyna Rooijens z domu Szczot – piosenkarka, autorka tekstów, kompozytorka, producentka muzyczna. Zadebiutowała w 1988 roku singlem "Córeczko", za który otrzymała nagrodę specjalną na Festiwalu Piosenki Krajów Nadbałtyckich. Ogólnopolską rozpoznawalność przyniósł jej album "Kamień" z 1995 r., który był jej pierwszym, w pełni autorskim dziełem. Później wydała jeszcze 11 albumów.

Do jej największych przebojów należą takie piosenki jak "Fleciki", "Na językach", "Supermenka", "Śpij kochanie, śpij", "Prawy do lewego", "Testosteron" czy "Prócz ciebie nic". Laureatka ośmiu Fryderyków i sześciu Superjedynek na Festiwalu w Opolu. Była prowadzącą, jurorką bądź trenerką w kilku telewizyjnych programach rozrywkowych.

Współzałożycielka wytwórni płytowej Kayax, która wypromowała wielu polskich artystów (1 kwietnia Kayah sprzedała swoje udziały w spółce). Ma 57 lat. Jest mamą 26-letniego Rocha ze związku z producentem telewizyjnym, Rinke Rooyensem.

Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego tematu.
Bądź pierwszy! Podziel się opinią.
Dodaj komentarz

Waluty


Kurs NBP z dnia 03.07.2025
GBP 4.9376 złEUR 4.2634 złUSD 3.6137 złCHF 4.5630 zł

Sport