Tilda Swinton przyznała się do łamania przepisów związanych z pandemią
Do 19 marca w Austin Convention Center w Teksasie potrwa tegoroczna edycja festiwalu filmowego South by Southwest. Wśród znanych gości znalazła się Tilda Swinton, która wygłosiła przemówienie. Swoją przemowę aktorka rozpoczęła od refleksji nad wpływem pandemii koronawirusa na naszą codzienność i na branżę filmową.
Gwiazda takich produkcji, jak "Suspiria", "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" czy "Tylko kochankowie przeżyją", podkreśliła, że sukcesywne łagodzenie pandemicznych obostrzeń napawa ją wielkim optymizmem.
"Wspaniale jest widzieć wasze twarze bez maseczek ochronnych. Jeszcze kilka lat temu nie wyobrażaliśmy sobie takiej chwili, nieprawdaż? W ostatnim czasie musieliśmy zmierzyć się z wieloma poważnymi wyzwaniami. Zastanawiałam się, jak długo to potrwa, zanim będziemy mogli bezpiecznie się gromadzić. Bałam się, że po spowodowanej pandemią przerwie siedzenie przed dużym ekranem czy sceną okaże się dla wielu z nas zbędne i przestarzałe. Ale wydarzyła się magiczna rzecz: ludziom szczególnie zaczęło brakować właśnie magii kina i teatru. Bodaj jedyną pozytywną stroną pandemii jest to, że odrzuciliśmy twierdzenia o tym, że kino przestało być nam potrzebne" – przekazała aktorka.
Swinton zdradziła przy okazji, że choć na planach zdjęciowych wciąż obowiązuje nakaz noszenia maseczek ochronnych, ona go nie przestrzega.
"Niedługo zacznę zdjęcia do nowego filmu w Irlandii. Powiedziano mi, żebym cały czas chodziła w maseczce. Odparłam, że nie noszę maski, bo jestem zdrowa i miałam COVID tak wiele razy, że jestem wypełniona przeciwciałami" – stwierdziła laureatka Oscara.
Eksperci przypominają tymczasem, że mimo zniesienia dotychczasowych obostrzeń nie należy popadać w hurraoptymizm. Aby zapobiec zakażeniu – zarówno u siebie, jak i innych osób – wciąż należy zachowywać społeczny dystans, jak najczęściej myć i dezynfekować ręce, a wszędzie tam, gdzie mamy kontakt z ludźmi, zakładać maseczkę ochronną.