Jeremy Clarkson boi się, że... umrze jeszcze w tym roku

"Każdy kogo znałem, zmarł w wieku 61 lat. Wszyscy moi przyjaciele, ojciec też. Jeśli dobiję do 62, będę żył wiecznie" – wyznał dziennikarz brytyjskiemu czasopismu dla seniorów "Saga Magazine". "Kiedy odszedł mój ojciec, myślałem o nim jak o starym człowieku, ale ja nie czuję się stary" – dodał. "Gdy widzę siebie na ekranie, to zastanawiam się, kim jest ten gość. Spodziewam się bowiem, że zobaczę 19-latka" – stwierdził Clarkson.
Jego ociec, Edward Grenville Clarkson, zmarł w 1994 r. Przeszedł do historii dzięki temu, że wraz z żoną zaprojektował prototyp zabawki Misia Paddingtona.
Gwiazdor mógł być pełen obaw o swoje zdrowie tuż przed Bożym Narodzeniem, gdy zdiagnozowano u niego COVID-19. Spodziewał się, że może umrzeć, bo, jak to ujął w swoim felietonie opublikowanym na łamach "Timesa", "jest gruby, ma 60 lat, wypalił w życiu pół miliona papierosów, a do tego dwa razy chorował na zapalenie płuc". Koronawirusa przeszedł jednak łagodnie. Jak wspominał, pewnego dnia obudził się zlany potem i dokuczał mu uporczywy, suchy kaszel.
Prowadzący programu "The Grand Tour" pandemię spędził na wsi, gdzie zaszył się ze swoją 46-letnią partnerką Lisą Hogan, irlandzką aktorką i scenarzystką oraz jej dziećmi.