Matthew Goode stracił szansę na rolę Bonda, bo chciał pokazać go jako alkoholika

W 2006 roku na ekranach kin zadebiutowała pierwsza odsłona filmowego cyklu o Jamesie Bondzie z udziałem Daniela Craiga. Produkcja "Casino Royale" zapoczątkowała nową erę bondowskiej sagi – nieustraszony szpieg, który dotąd niemal w każdej sytuacji zachowywał nienaganne maniery i wdzięk, zagrany przez Craiga stał się zdecydowanie bardziej ludzki.
Jego Bond, choć świetnie wyszkolony, czasem popełnia błędy, a zamiast fikuśnych gadżetów do dyspozycji ma zwykłą broń i własne pięści. Mimo że wybór odtwórcy głównej roli z początku wywołał wśród fanów serii histeryczne wręcz oburzenie, po premierze wielu z nich musiało uderzyć się w pierś.
Dziś Craig uznawany jest za jednego z najlepszych Bondów w historii, którego widzowie docenili za surowsze i bardziej realistyczne podejście do tej kultowej postaci.
Okazuje się, że o angaż do "Casino Royale" ubiegał się także Matthew Goode, gwiazdor takich produkcji, jak "Gra tajemnic", "The Offer" czy "Stoker". Goszcząc w podcaście "Happy Sad Confused" 47-letni aktor zdradził, że swoje szanse zaprzepaścił na bardzo wczesnym etapie. A wszystko przez spotkanie, które Goode odbył z ówczesną producentką bondowskiej sagi, Barbarą Broccoli, zanim jeszcze ruszyły oficjalne castingi.
W swojej interpretacji Agenta 007 aktor zamierzał bowiem posunąć się znacznie dalej niż Craig. "Poszedłem tam i spotkałem się z Barbarą, która, nawiasem mówiąc, jest cudowną, przemiłą osobą. Zapytała, jaki mam pomysł na Jamesa Bonda. Odparłem, że moim zdaniem powinniśmy wrócić do świata z książek. Powiedziałem, że musimy zrobić z tego faceta alkoholika i narkomana, który nienawidzi siebie oraz kobiet, który zmaga się z ogromnym bólem" – relacjonował nominowany do nagrody Emmy gwiazdor.
Na kartach powieści Iana Fleminga słynny szpieg w istocie zmaga się z wieloma demonami, prowadząc przy tym zgoła niezdrowy styl życia – od rana zagląda do kieliszka, pali po kilkadziesiąt papierosów bez filtra dziennie, nie stroni od hazardu, a czasem raczy się amfetaminą.
Pomysł na wierne odwzorowanie literackiego pierwowzoru nie przypadł jednak do gustu producentce legendarnej serii. "Nie dostałem się na przesłuchanie. Myślę, że pod koniec naszej rozmowy stwierdziła: Aha. Następny. Moja wizja była zbyt mroczna. Należało dodać, że bohater będzie też niezwykle czarujący. Ostatecznie wybrali Daniela Craiga" – zdradził Goode.
Fani przygód nieustraszonego Jamesa Bonda z niecierpliwością wyczekują obecnie kolejnej odsłony cyklu, nad którą prace nabierają tempa. Niedawno dowiedzieliśmy się, że wybrano już reżysera nadchodzącego filmu. Został nim nominowany do Oscara Denis Villeneuve, w którego portfolio znajdują się takie tytuły, jak "Blade Runner 2049", "Labirynt" czy obie części "Diuny".
Twórcy wciąż stoją przed nie lada wyzwaniem, jakim jest wybór nowego odtwórcy roli agenta MI6. Wśród faworytów do przejęcia schedy po Craigu wymienia się m.in. Aarona Taylora-Johnsona, Henry’ego Cavilla, Rege-Jean Page’a, Harrisa Dickinsona i Jamesa Nortona.