Księżna Charlene wreszcie wróciła do Monako...

Charlene Grimaldi 8 listopada rano wylądowała na lotnisku w Nicei, gdzie sfotografowali ją paparazzi. Przyleciała prywatnym samolotem z Durbanu w RPA. Powitali ją pracownicy monakijskiego pałacu, po czym udała się helikopterem do księstwa.
Przez prawie rok Charlene przebywała w RPA po tym, jak zachorowała na poważną infekcję ucha, nosa i gardła. Księżna przeszła w RPA wiele zabiegów medycznych, ostatni 8 października. Choroba uniemożliwiła arystokratce podróżowanie i sprawiła, że nie mogła świętować w Monako 10. rocznicy ślubu z Albertem oraz ominął ją pierwszy dzień w szkole jej dzieci.

Pod koniec sierpnia księżna po raz pierwszy od kilku miesięcy miała okazję spotkać się z rodziną - Albert i 6-letnie bliźniaki, Gabriella i Jacques odwiedzili ją w RPA. Jeszcze w październiku jej mąż zapewniał, że Charlene uda się wrócić do księstwa przed 19 listopada, kiedy przypada święto narodowe Monakijczyków - i tak się faktycznie stało.
Przez długi czas spekulowano, że Charlene wyjechała do RPA, bo miała już dość swojego małżeństwa. W końcu, po kilku miesiącach, do sprawy odniósł się Albert. "Nie wyjechała z Monako w gniewie! Nie wyjechała dlatego, że była wściekła na mnie lub na kogokolwiek innego. Wybrała się do RPA, aby spotkać się z pracownikami swojej fundacji i spędzić trochę wolnego czasu z bratem i kilkoma przyjaciółmi. To miał być tylko dziesięciodniowy pobyt, a ponieważ miała infekcję, pojawiły się te wszystkie komplikacje medyczne" – stwierdził na łamach magazynu "People".