Autorka książki "Blondynka" chwali film Netfliksa na jej podstawie
"Blondynka" to film, którego główną bohaterką jest Marilyn Monroe grana przez Anę de Armas. Choć na pierwszy rzut oka jest to film biograficzny, zamiarem jego twórców nie było pokazanie życia i kariery gwiazdy kina w typowy dla takich filmów sposób.
Dominik, który jest również scenarzystą "Blondynki", wybrał z biografii aktorki te fragmenty, które pasowały mu do narracji o nieszczęśliwym życiu Monroe. Wyszedł z tego film, który zdaniem wielu "znęca się" nad legendarną aktorką. Tak uważa m.in. recenzentka "The New York Times", Manohla Dargis, która określiła "Blondynkę" jako "nekrofilską rozrywkę, która wykorzystuje Monroe".
Teraz do krytyki filmu Dominika odniosła się na Twitterze Joyce Carol Oates, autorka książki "Blondynka". "Myślę, że jest to przykład wspaniałego artystycznego dzieła filmowego, które bez dwóch zdań nie jest dla każdego. Reżyser jest nieugięty i nieprzejednany. Ostatnie 20 minut jest niemal zbyt mocne, żeby je oglądać. Zdjęcia i występ Any de Armas są wspaniałe" – ocenia "Blondynkę" Oates, która nie uczestniczyła w powstawaniu filmu Netfliksa.
"Ciekawe jest to, że w erze post#MeToo takie obnażenie seksualnej drapieżności w Hollywood jest oceniane jako eksploatacyjne. Nie mam wątpliwości, że Dominik chciał w szczery sposób opowiedzieć historię Normy Jeane" – napisała w dalszej części swego tweeta.
Jednocześnie Oates przekonuje, że sposób, w jaki ona opisała życie Monroe w swojej książce, a teraz pokazał w filmie Dominik, ma na celu wskazanie wszystkich, którzy skrzywdzili tę aktorkę. Ona sama bowiem nie miała możliwości tego zrobić.
"Dla młodej gwiazdeczki, jaką była Marilyn, nie było możliwości, by zawiadomić o gwałcie. Nikt by jej nie uwierzył. Albo miał to gdzieś. Albo trafiłaby na czarną listę. Dlatego film Blondynka ujawnia ten gwałt 60 lat później" – napisała Oates, odnosząc się do sceny, w której młoda aktorka zostaje zgwałcona podczas przesłuchania do roli.
"Okrutne wykorzystywanie Marilyn Monroe przez m.in. Johna F. Kennedy’ego jest powszechnie znane dla ich biografów. To, w jaki sposób zostało to pokazane na ekranie, dla niektórych widzów może być trudne do obserwowania. Dlatego sugeruję, żeby nie zabierali się za seans" – zakończyła swój post pisarka.