Reżyserka dokumentu "Harry i Meghan" oskarża pałac Buckingham o kłamstwo
W grudniu do katalogu Netflixa trafił serial dokumentalny poświęcony księciu Harry’emu i jego żonie Meghan Markle. Sussexowie wyjaśnili w nim m.in. powody swojej decyzji o opuszczeniu brytyjskiego dworu i wyprowadzce do USA. Nie szczędzili przy tym gorzkich słów rodzinie królewskiej.
Powtórzyli wypowiedziane wcześniej w wywiadzie udzielonym Oprah Winfrey zarzuty o rasizm, z którego przejawami Markle miała się zetknąć po dołączeniu do rodziny królewskiej.
Książę Harry podkreślił też, że jego ukochana notorycznie padała ofiarą rasistowskich i seksistowskich ataków bulwarowej prasy. I choć po ślubie te ataki się nasiliły, pałac Buckingham zlekceważył problem, nie udzielając Meghan żadnej pomocy.
Rewelacje książęcej pary nie umknęły uwadze członków rodziny królewskiej. Mimo że ze względu na obowiązujące na dworze zasady nie mogli oni osobiście odnieść się do wysuniętych przeciwko nim zarzutów, ochoczo zrobiły to za nich "osoby z ich bliskiego otoczenia".
Informatorzy popularnych magazynów i serwisów internetowych zarzekali się w rozmowach z prasą, że twórcy serialu "Harry i Meghan" nie byli rzetelni, bo nie pofatygowali się, aby skonsultować z pałacem Buckingham co bardziej kontrowersyjne wypowiedzi Harry’ego i Meghan.
Tym samym oskarżyli oni filmowców i Netflix o kłamstwo – na początku pierwszego odcinka pojawia się bowiem komunikat o treści: "Członkowie rodziny królewskiej odmówili komentarza".
‘Harry & Meghan’ director Liz Garbus aimed to spotlight the "larger historical context" of Prince Harry and Meghan Markle's story with the hit docuseries. https://t.co/0H4kVKh31z
— VANITY FAIR (@VanityFair) January 24, 2023
Reżyserka produkcji, nominowana do Oscara Liz Garbus, zapewnia tymczasem, że było dokładnie na odwrót. W wywiadzie udzielonym "Vanity Fair" wyznała, że pracując nad dokumentem poświęconym arystokratom, miała szansę "dogłębnie zbadać pałacowe gry i intrygi", których potwierdzeniem okazały się późniejsze oskarżenia cytowanych przez większość mediów na świecie "królewskich informatorów".
"Pałac Buckingham twierdzi, że nie zwróciliśmy się z prośbą o komentarz, co jest zwyczajną nieprawdą. Zrobili to, aby nas zdyskredytować. Bo dyskredytując twórców, mogą podać w wątpliwość treść całego dokumentu" – skwitowała reżyserka.
Miesiąc po premierze wzbudzającego emocje tytułu na rynku wydawniczym zadebiutowała autobiografia księcia Harry’ego. W książce "Spare" arystokrata ujawnił kolejne niewygodne fakty na temat członków rodziny, zwłaszcza księcia Williama i króla Karola III.
Promując publikację, książę udzielił kilku wywiadów w telewizji, gościł m.in. w programie "Good Morning America". Po emisji tej rozmowy dziennikarz Michael Strahan zdradził, że wysłał do przedstawicieli pałacu Buckingham prośbę o komentarz, ale nie uzyskał satysfakcjonującej odpowiedzi.
"Gdy byliśmy już na antenie, dostaliśmy wiadomość od firmy prawniczej reprezentującej pałac. Poprosili o kopię całego wywiadu, aby mogli zapoznać się z tym, co zostało powiedziane i w jakim kontekście. Oczywiście nie mogliśmy tego zrobić, bo pozostaje to w sprzeczności z polityką programu informacyjnego" – oznajmił Strahan.
Czytaj więcej:
Brytyjskie media: Pięć manipulacji w zwiastunach serialu Netflixa o Harrym i Meghan
Książę Harry: Chroniłem Meghan, bo rodzina królewska nie widziała potrzeby
UK: Spór, czy twórcy serialu o Harrym i Meghan pytali rodzinę królewską o komentarz
Komentatorzy o "Harry & Meghan": Trudne do zniesienia użalanie się nad sobą