Romans bez wychodzenia z domu
Mary na straży pocałunków
Romanse traktuje się często jako literaturę "gorszą", podrzędną. Zarzuca się, że są ckliwe, kiczowate, schematyczne i nierealne. Być może. Mimo tych opinii, romans przetrwał wieki. Powieści o miłości stały się częścią popkultury, a w Anglii i USA istnieje nawet odrębny gatunek literacki "romance novels".
Jednym z pierwszych romansów była "Pamela" Samuela Richardsona, opublikowana już w 1740 roku. Wiek XIX to stulecie piszących kobiet. Wiele tytułów nie przetrwało próby czasu, ale twórczość Jane Austen z "Dumą i uprzedzeniem" czy "Rozważną i romantyczną" na czele, bądź "Dziwne losy Jane Eyre" Charlotte Brontë, wznawiane są w kolejnych wydaniach do dziś.
Na porywy serca jest zapotrzebowanie w każdych czasach. Tę jakże naturalną skłonność wykorzystali twórcy wydawnictwa Harlequin, którego nazwa stała się synonimem całego gatunku.
Wydawnictwo Harlequin funkcjonuje już dobre siedemdziesiąt lat. Zaczęło się od tego, że w latach trzydziestych brytyjskie wydawnictwo Mills and Boon wydawało romanse w twardych okładkach. "Książki w brązie" - tak nazywano je od brązowego koloru grzbietu.
Po drugiej stronie oceanu, w niewielkim Winnipeg w Kanadzie, w 1949 roku Richard Bonnycastle, Jack Palmer i Doug Weld założyli Harlequin Enterprises Ltd. Początkowo zajmowali się przedrukami znanych już książek - wydawali m.in. Agathę Christie czy sir Arthura Conan Doyle’a.
Przełom nastąpił na początku lat pięćdziesiątych, kiedy wielki sukces odniósł opublikowany przez nich romans Jean Plaidy "Beyond the Blue Mountain". Z 30 000 nakładu zwrócono zaledwie 48 egzemplarzy. Sprzedaż była wysoka, ale wydawnictwo cały czas walczyło, by utrzymać się na granicy wypłacalności. Na placu boju o utrzymanie zainteresowania czytelniczek pozostał tylko były prawnik, potem handlarz futrem, Richard Bonnycastle.
Wkrótce z pomocą przyszła mu żona – Mary. Dbała o to, by uczucia pomiędzy bohaterami romansów były czyste, a ich kontakty fizyczne nie wykraczały poza romantyczny pocałunek. Na nic zdały się wysiłki purytańskiej Mary, gdyż z czasem pocałunki stały się coraz gorętsze. "Zamknął jej usta zachłannym pocałunkiem, gwałtownym jak letnia burza” - "Romans poza kontrolą" Diany Palmer.
Gdzie te dziewice?
Badania przeprowadzone wśród czytelniczek wykazały, że "ogniste" książki sprzedają się lepiej niż "przyzwoite". A Harlequin miał rywala - wydawnictwo Silhouette. Romanse Silhouette Books zdecydowanie śmielej eksponowały wątki erotyczne, do czego Harlequin przekonywał się powoli. Wydawnictwa zaczęły cichą wojnę.
Szczyt popularności romansów w Europie Zachodniej przypadł na lata 70. XX wieku. W tym okresie romantyczne książki sprzedawały się na pniu. Wydawnictwo miało swoje gwiazdy, wśród których najjaśniejszym blaskiem jaśniała Barbara Cartland. Królowa tego gatunku pochodziła z Wielkiej Brytanii i w czasie swojego długiego życia napisała 723 powieści. W 1980 roku jej nazwisko trafiło do księgi rekordów Guinnessa. W połowie lat 90. sprzedała swoją miliardową książkę.
"Spojrzała na niego, ich oczy spotkały się; czuła się tak, jakby znalazła się w jego ramionach, a jego usta spoczęły na jej wargach" - to tylko próbka stylu Barbara Cartland w "Prześladowanej księżniczce".
Bohaterowie współczesnego romansu w sypialni wylądowali stosunkowo późno, bo dopiero w 1972 roku. Rynek potrzebował romansów w nowym stylu - bohaterki już nie musiały być niewinnymi dziewicami. Ogromne zapotrzebowanie i idąca za nim ogromna podaż spowodowały jednak znaczące obniżenie jakości. Czytelniczki narzekały na mocno okrojone wątki i schematyczne fabuły – w 1985 roku do wydawnictwa wracało 60% nakładu książek. Spadek czytelników spowodował, że Harlequin rozpoczął ekspansję na Europę Wschodnią.