Pandemia bardziej niż Brexit skłania Szkotów do niepodległości
Co ciekawe, choć szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon i lider frakcji Szkockiej Partii Narodowej (SNP) w brytyjskiej Izbie Gmin Ian Blackford przy każdej okazji powtarzają, że wynegocjowana przez rząd Borisa Johnsona umowa handlowa z Unią Europejską jest dla Szkocji katastrofą, sami Szkoci niekoniecznie się z tym zgadzają - bo w tym samym sondażu Brexit spadł na liście najważniejszych kwestii dla Szkocji z drugiego na trzecie miejsce.
Tym, co najbardziej napędza poparcie dla secesji nie jest obecnie ani Brexit, ani hipotetyczne wejście niepodległej Szkocji do UE, lecz pandemia koronawirusa i przekonanie, że władze w Edynburgu radzą sobie z nią lepiej niż rząd w Londynie.
Według sondażu Savanta ComRes (8-13 stycznia), niepodległość popiera 51,2 proc. ankietowanych, przeciwnych jej jest 38,4 proc., a reszta jest niezdecydowania. W porównaniu z sondażem tego samego ośrodka o jeden punkt proc. zmniejszyła się liczba zwolenników niepodległości. Nie zmienia to faktu, że trend jest wyraźny i od później wiosny 2020 r. we wszystkich sondażach, przeprowadzonych przez różne ośrodki, wygrywają zwolennicy niepodległości.
Znamienny jest punkt, w którym nastąpiło odwrócenie preferencji. Jakkolwiek od połowy 2017 r. przewaga przeciwników niepodległości powoli malała, to punkt ten nie nastąpił ani w momencie objęcia urzędu premiera przez Borisa Johnsona, ani w chwili wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, co stało się 31 stycznia 2020 r., lecz wiosną, gdy Szkoci zaczęli nabierać przekonania, że ich rząd radzi sobie lepiej z pandemią niż brytyjski.
Potwierdzeniem tego jest sondażowe pytanie o preferencje partyjne przed zaplanowanymi na maj wyborami do szkockiego parlamentu. To, że SNP je wygra, nie budzi wątpliwości, sondaż Savanta ComRes pokazuje, że partia ta może liczyć na odzyskanie bezwzględnej większości, którą utraciła w 2016 r. Ale wynika z niego także, że jest spora grupa osób, które w wyborach do Izby Gmin w 2019 r. głosowały na Partię Konserwatywną i Partię Pracy - czyli ugrupowania przeciwne niepodległości - które teraz są skłonne poprzeć SNP oraz mają lepsze zdanie o Nicoli Sturgeon niż przed pandemią.
SNP zapowiedziała, że jej zwycięstwo w wyborach do szkockiego parlamentu - które jest niemal pewne - będzie równoznaczne z mandatem społecznym do przeprowadzenia drugiego referendum - w którym jak wskazują sondaże zwolennicy niepodległości mieliby realną szansę na wygraną. Patrząc tylko na liczby, szkoccy nacjonaliści jeszcze nigdy nie byli tak blisko celu, jak obecnie.
Jednak po drodze jest jeszcze kilka poważnych przeszkód. Po pierwsze, aby było ono ważne, zgodę na jego przeprowadzenie musi wyrazić rząd w Londynie, a Boris Johnson kategorycznie to wyklucza, argumentując, że sprawa została rozstrzygnięta już w 2014 r., a nowe referendum mogłoby się odbyć - jak zresztą zapowiadano przed tamtym - dopiero w następnym pokoleniu. Część działaczy SNP chciałaby w takiej sytuacji przeprowadzić plebiscyt nie oglądając się na Londyn, ale Sturgeon raczej to wyklucza, bo jego wyniku niemal nikt na świecie by nie uznał.
Po drugie - w obecnej sytuacji epidemicznej nie ma stuprocentowej pewności, że wybory na pewno odbędą się w maju i przyjęta w grudniu 2020 r. ustawa przewiduje możliwość ich przesunięcia o pół roku.
Wreszcie - jest pewien problem z samą Sturgeon. Szefowa szkockiego rządu zbiera dobre noty za walkę z pandemią, ale jest niewyjaśniona kwestia tego, co wiedziała na temat oskarżeń o molestowanie seksualne przeciwko jej poprzednikowi, Alexowi Salmondowi. Salmond został z nich oczyszczony, ale teraz oskarża Sturgeon, że wprowadzała w błąd parlament, a zatem złamała kodeks postępowania ministerialnego. Od polityka, któremu zostanie udowodnione złamanie kodeksu, oczekuje się złożenia rezygnacji, więc gdyby te zarzuty się potwierdziły, byłby to poważny cios dla SNP i jej planów niepodległościowych.
Podczas listopadowej konferencji SNP Sturgeon podkreślała, że chciałaby, aby referendum niepodległościowe odbyło się na początku nowej kadencji szkockiego parlamentu. Hipotetycznie zakładając, że Johnson się na to zgodzi, najwcześniejszy realny termin to maj 2022 r. Jednak w obecnej sytuacji nie da się przewidzieć, na czyją korzyść czas będzie grał - zarówno w kwestii Brexitu, jak i koronawirusa.
Choć szkoccy rybacy skarżą się, że przez nowe procedury na granicach po zakończeniu okresu przejściowego produkty, które powinny dotrzeć do UE świeże, gniją, a oni sami znaleźli się na krawędzi bankructwa, prawie półtora roku to wystarczająco dużo czasu, by różne, jak zapewnia brytyjski rząd, "przejściowe trudności" wyprostować. Ale też wystarczająco dużo czasu, by można było ocenić, czy Brexit przynosi obiecywane przez Johnsona korzyści, czy też nie, a jeśli nie - będzie to poważny argument za secesją.
Podobnie jest z walką z pandemią. Teraz Sturgeon jest lepiej oceniania w tej kwestii niż Johnson, bo statystyki wyraźnie pokazują, że w Szkocji jest mniej zgonów i zakażeń w stosunku do liczby ludności niż w Anglii. Ale Johnson ma jeden potencjalny atut, którym może odwrócić sytuację - szczepienia. Przy wszystkich błędach i spóźnieniach, które brytyjski rząd popełnił w czasie pandemii, w tej jednej sprawie wygląda, że jak na razie mu idzie dobrze, a na pewno lepiej niż krajom UE. Choć ochrona zdrowia jest w Zjednoczonym Królestwie kompetencją zdecentralizowaną, czyli w Szkocji odpowiada za nią rząd szkocki, a nie brytyjski, to szczepionki kupował rząd brytyjski i dopuszczał je do użycia regulator brytyjski. Jeśli Szkocja byłaby w UE, z której nie chciała występować, szczepienia zaczęłaby trzy tygodnie później niż Anglia. Oczywiście ta sprawa też działa w dwie strony i jeśli Johnson nie uratuje sytuacji szczepieniami, tym bardziej da argument zwolennikom niepodległości Szkocji.
Ponadto, na co zwrócił uwagę lider opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer, to że w przypadku Szkocji status quo nie działa, nie znaczy, że jedyną alternatywą dla niego jest referendum niepodległościowe. Brytyjski rząd wciąż jeszcze ma czas, by wymyśleć jakieś propozycje pośrednie, choć tego czasu pozostaje coraz mniej.
Czytaj więcej:
Były szef rządu Szkocji oczyszczony z zarzutów napaści seksualnych
Szkocja nadal zamierza walczyć o niepodległość. Kolejne referendum w planach
Szkocja: Referendum niepodległościowe w programie SNP
Szkoccy nacjonaliści chcą od rządu w Londynie odszkodowania za Brexit
"Johnson do 31 marca powinien zgodzić się na kolejne referendum w Szkocji"