W lesie znaleziono zwłoki zaginionego Polaka
Zdaniem policji, Polak, którego ciało znaleziono w Laois, pokonał 5 km, zanim zgubił się. Zmarł z przyczyn naturalnych, w lesie między Portlaoise a Mountmellick - informuje Leinster Express.
Śledczy, którzy ustalili wydarzenia ostatniej doby z życia Rafała Filipowicza, stwierdzili, że były one bardzo "chaotyczne".
Mężczyzna stanął przed sądem, następnie trafił na krótko do więzienia, z którego wyszedł za kaucją. Potem znalazł się w szpitalu, skąd na przekór radom lekarzy i pielęgniarek wyszedł na własne życzenie.
Polaka poszukiwano od 16 marca tego roku. Pomimo ponawianych apelów policji, znaleźli go dopiero pracownicy leśni, 5 grudnia.
Jak donosi Leinster Express, Garda czeka obecnie na przyjazd rodziny zaginionego, by przeprowadzić testy DNA w celu ostatecznego potwierdzenia, czy zwłoki należą do zaginionego 30-latka.
Mężczyzna mieszkał w Carlow. Ostatnio widziano go, jak wychodził z Midlands Regional Hospital Portlaoise. Personel szpitalny był bardzo zaniepokojony jego stanem psychicznym i fizycznym i na wszelkie sposoby próbował go zatrzymać w szpitalu.
Choć śledztwo w sprawie nadal trwa, zdaniem Gardy śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych. Śledczy przyjęli teorię, że po wyjściu ze szpitala Polak pokonał piechotą 5 km. Odczyty z położenia jego telefonu komórkowego wskazują, że zawędrował w gęsto zalesione tereny.
Garda ma dowody na to, że jego problemy zdrowotne były związane z alkoholem.
Z rodziną Rafała Filipowicza pozostają w kontakcie dwaj polscy Gardziści z posterunku w Portlaoise.