"Wielka Brytania musi spełnić pewne warunki, jeśli chce dostępu do wspólnego rynku"
Wielka Brytania po wybraniu przyszłości poza Unią Europejską stanęła w bardzo trudnym położeniu. Londyn - pomimo rozwodu z Brukselą - liczy na specjalną taryfę ulgową na rynku europejskim i zachowanie specjalnych przywilejów. Postawa Brytyjczyków, którzy chcieliby wyjść ze struktur europejskich, ale niewiele dawać w zamian, spotyka się w Brukseli ze sporą niechęcią. Świadczy o tym wypowiedź byłego lidera UE Hermana Van Rompuy'a, który podkreślił, że jedyne, na co w tej chwili mogą liczyć Wyspiarze, to widmo trudnego rozstania z Europą.
„Negocjacje nie będą łatwe, bo zachodzi konflikt interesów. Nie chodzi o karanie Brytyjczyków czy polityczny rewanż. Wielka Brytania ma już inne priorytety niż 27 krajów członkowskich pozostających w Unii” – zaznaczył polityk.
Podstawą porozumienia - zdaniem ekspertów - ma być przyzwolenie Wielkiej Brytanii na swobodę obywateli UE do przemieszczania się także w granicach Zjednoczonego Królestwa. W tej chwili Londyn broni się przed tą obietnicą, próbując jak najwięcej uszczknąć z europejskiego tortu.
Wiele zależeć będzie od tego, kto stanie na czele rządu i zajmie miejsce Davida Camerona przy Downing Street 10. Kandydaci nie mówią bowiem w tej kwestii jednym głosem.
Van Rompuy jest przekonany, że Wielka Brytania ma więcej do stracenia niż UE. Polityk przytoczył cyfry, z których wynika, że około 45% brytyjskiego exportu trafia do krajów unijnych, a tylko 16% towarów z państw członkowskich pojawia się w UK.
Takie prawo przyjęto w Unii na mocy traktatu z Maastricht w 1992 r. Praktyczne wprowadzenie jej do prawa UE nie było jednak rzeczą prostą. Polegało ono na stopniowym zniesieniu granic wewnętrznych na mocy porozumień z Schengen, początkowo tylko przez niewielką grupę państw członkowskich.
Obecnie zasady swobodnego przepływu osób reguluje dyrektywa 2004/38/WE w sprawie prawa obywateli Unii i członków ich rodzin do swobodnego przemieszczania się i pobytu na terytorium państw członkowskich.