"Anioły Stróże" wracają do nowojorskiego metra
Na razie jest ich zaledwie dwunastu, ale dokonali już kilku "zatrzymań obywatelskich" osób, które przekazali w ręce patroli policyjnych.
Pasażerowie metra, które codziennie przewozi ponad pięć milionów osób, są obecnie pod opieką kilku patroli "ochotników samoobrony", nieuzbrojonych patroli wolontariuszy w czerwonych beretach i jednakowych kurtkach, którzy obchodzą wagony, aby zapewnić użytkownikom bezpieczeństwo.
"Nigdy nie wyobrażałem sobie, że po 37 latach od powstania patroli wolontariuszy będę robił to samo, co w 1979 roku" - wyznał dziennikarzom Curtis Silva, jeden z założycieli patroli "Aniołów Stróży".
W tamtych czasach, kiedy w Bronksie powstała grupa zwana początkowo "Trzynastu Wspaniałych", w skład której wchodzili głównie Latynosi, liczyła ona ok. 5 000 członków. Była wśród nich również pewna liczba kobiet.
Silva mówi: "Teraz sytuacja w mieście znów się pogarsza i jeśli czegoś nie uczynimy, utracimy panowanie nad sytuacją, jak w 1979 roku", gdy Wielkie Jabłko, które przeżywało kryzys gospodarczy, przestało być bezpiecznym miastem, a ciemne stacje, o ścianach wymalowanych gęsto graffiti, pełne były opryszków i włóczęgów.
Według władz Nowego Jorku, w ostatnich dniach wzrosła o 20 proc. liczba napadów nożowników, co wywołało obawy pasażerów i alarm w mediach.
Od czasu założenia przed 39 laty wolontariatu wspierającego w metrze nowojorską policję, od kul zginęło sześciu "Aniołów Stróży", w tym jeden zastrzelony przez policjanta, który pomylił go z rzezimieszkiem.