Krzyk i panika. "Potworne" turbulencje na pokładzie easyJet
Do zdarzenia doszło wczoraj na pokładzie samolotu, który leciał do Neapolu. Na pokładzie było 157 osób.
Podczas lotu rozpętała się gwałtowna burza, a samolot wpadł w potężne turbulencje i dziurę powietrzną.
Maszyną podróżowali m.in. Lucy i David Westbrooke - nowożeńcy z Kent. "Do pewnego momentu wszystko było w porządku. Nagle włączył się sygnał zapięcia pasów bezpieczeństwa. Ci, którzy ich wcześniej nie zapięli, wypadali z siedzeń" - opowiada świeżo upieczona panna młoda, cytowana przez "Daily Mail".
"Załoga naprawdę nie wiedziała, co się dzieje. Mąż wyjrzał przez okno i zobaczył, że samolot spada w dół" - dodaje.
"To były najgorsze zawirowania powietrza, jaki kiedykolwiek czułem. Pomyślałem: to już koniec - kilka dni temu wziąłem ślub i nawet nie dożyje do mojej podróży poślubnej" - relacjonuje z kolei David Westbrooke.
Walizki wypadały z półek. Pasażerowie płakali, krzyczeli, modlili się.
Pilotom w końcu udało się zapanować nad maszyną, która musiała awaryjnie lądować w Rzymie - 150 mil od docelowego lotniska.
W czasie koszmarnego lotu trzy osoby z personelu zostały tak mocno podrzucone do sufitu, że jedna z nich straciła przytomność, a druga złamała biodro. Kilku innych pasażerów odniosło mniejsze obrażenia.
Rzecznik easyJet przeprosił za zaistniałą sytuację i zaznaczył, że bezpieczeństwo pasażerów jest dla przewoźnika najważniejsze.
Dziura powietrzna to strefa silnego działania zstępujących prądów powietrznych. Samolot, który w nią wleci, nagle traci wysokość.