"The Spectator" o "wschodnioeuropejskim Londynie": Te miejsca trzeba znać
"Kiedy po trzech latach mieszkania w Europie Wschodniej wróciłem do Wielkiej Brytanii, poczułem silną nostalgię za światem postkomunistycznym. Życie tam miało urok i bezpośredniość, których Londynowi zdawało się brakować. Na szczęście odkryłem, że nawet w stolicy można znaleźć to, co najlepsze w Europie Wschodniej – jeśli wiesz, gdzie szukać" - zaczyna swój artykuł Ashenden.
Dodaje, że już jako nastolatek wiedział o polskim Londynie - przede wszystkim najstarszej polskiej restauracji (otwarto ją w 1947 r.), czyli "Daquise" w South Kensington. Jej nietypowa nazwa powstała w wyniku połączenia nazwiska Dakowski i damskiego imienia Louise, czyli założycieli: byłego pilota myśliwca i jego francuskiej żony. Chociaż wnętrze wygląda jak połączenie baru mlecznego i restauracji pamiętającej czasy PRL, to podawane tam polskie dania do dzisiaj cieszą się ogromnym powodzeniem.
Niedaleko, bo także w pobliżu stacji South Kensington, na Exhibition Road, znajduje się Polish Hearth Club (Ognisko Polskie), otwarty na początku drugiej wojny światowej. Ognisko przeszło wystawne odnowienie dekadę temu (nikt nie narzekał, zwłaszcza goście). W tutejszej restauracji, ozdobionej historycznymi zdjęciami, stołował się sam generał Sikorski, premier polskiego rządu na uchodźstwie.
"To dobre miejsce na uroczystości – bale charytatywne, przyjęcia urodzinowe, wesela. Zawsze można tu liczyć na barszcz, placki ziemniaczane ze śmietaną, czy kieliszek wódki miodowej" - zapewnia Robin Ashenden.
Autor "odkrył" również Polskie Centrum Kultury (POSK) w Hammersmith, które nazywa "komunistycznym monstrum" i informuje, że to właśnie tutaj polskie rodziny zbierają się po niedzielnej mszy w pobliskim kościele św. Andrzeja Boboli. Wspomina o restauracji na najwyższym piętrze POSK, z balkonami do palenia, znajdującej się w piwnicy kawiarni jazzowej i teatrze, w którym regularnie wystawia się polskie sztuki dla dzieci. "Czuje się tu, że mały kawałek Warszawy przybył do zachodniego Londynu" - zauważa dziennikarz.
Ale Europa Wschodnia (lub Środkowa) to oczywiście nie tylko Polska - pisze Ashenden. Gay Hussar w Soho, ulubiona restauracja Partii Pracy, wywieszała flagę Węgier, serwując pörkölt i pálinkę aż do zamknięcia w 2018 roku. Dalej na północ, Hampstead Village miała (i nadal ma) Louis’s Hungarian Patisserie.
Natomiast w West Hampstead znajduje się restauracja Bohemia House, "obsługująca społeczność czeską i słowacką od początku 1946 roku", która wraz z piwem Pilsner Urquell, które serwuje z beczki, i pieczoną wieprzowiną, od której zależą jej klienci, organizuje specjalistyczne wydarzenia kulinarne. Bohemia House.
Oczywiście - dodaje Robin Ashenden - są też kościoły wschodnioeuropejskie w całym Londynie, z których polski kościół św. Andrzeja Boboli jest tylko jednym przykładem. Rumuni mają swój kościół prawosławny (św. Dunstan-in-the-West) na Fleet Street, Ukraińcy swoją katolicką katedrę Świętej Rodziny na Wygnaniu w Marylebone, podczas gdy w Hammersmith jest Węgierski Kościół Reformowany dla rodzin madziarskich.
"Ale tym, co naprawdę pozwala żyć wschodnioeuropejskim życiem w Londynie, są wszystkie wydarzenia, z których wiele jest bezpłatnych" - kończy autor artykułu, ubolewając, że o większości z nich londyńczycy po prostu nie wiedzą. Wspomina przy tym m.in. o Ognisku Polskim, gdzie regularnie organizuje się czytanie książek, recitale skrzypcowe i koncerty.
Czytaj więcej:
"Daily Telegraph": Czas przywyknąć, że polskie firmy przejmują brytyjskie