Robert Lewandowski w Lesznie: Marzenia się spełniają
Na godzinę przed spotkaniem na sali nie było już miejsc. Lewandowski przybył w garniturze, pod krawatem, ale rozluźniony i uśmiechnięty.
Powitali go sąsiedzi: pani Dorota Górecka mieszkająca obok, emerytowana nauczycielka, pamięta Roberta z czasów szkolnych. "Robert, ten tytuł należy ci się za to, że jesteś ambasadorem naszej gminy, powiatu i Polski" - mówi. I dodaje: "Nigdy nie byłam miłośniczką sportu, ale gdy moje wnuki wołają babcia, mecz, Lewy gra, to siadam i oglądam".
"Najważniejsze jest, żebyście podążali za tym, co w sobie macie, idźcie śmiało z tym, co niesiecie w sobie" - radził młodym Lewandowski, dziękując za honorowy tytuł.
A teraz najciekawsze: pytania.
- Dlaczego pan wyjechał do Niemiec? - Bo w Polsce z Lechem Poznań zdobyłem wszystko, co było do zdobycia.
- Czy przejdzie pan do Realu Madryt? - Każdy wie, jak długi kontrakt mam z Beyernem, a i czuję się tam dobrze.
- Ile godzin dziennie pan trenował? - Cały czas spędzałem na podwórku, grałem od rana do wieczora. Dzisiaj trenuję dwie godziny dziennie.
- Kiedy pan zaczął grać? - Późno, jak miałem 8 lat...
- Kto był pana idolem? - Nie wiem, czy pamiętacie, ale był taki piłkarz Thierry Henry. Trochę się na nim wzorowałem, podpatrywałem jak się porusza... A jakiś czas temu, gdy go spotkałem, o czym kiedyś nawet nie marzyłem, poprosił mnie o koszulkę z autografem...
- Dlaczego pobił się pan z Comanem? - Nie, raczej pokłócił. To wynika z napięć na treningu przed ważnymi meczami, gdy każdy chce dać z siebie wszystko.
- Ile pan ma lat? - 30, ale w sierpniu będę miał 31. Czas leci...
- Mogę pana okiwać? - Jak dasz radę.
- Kto jest lepszy, pan czy Piątek? - Tego nie uczą u nas w szkole, żeby mówić, że to ty jesteś najlepszy (brawa).