Ponad tysiąc oszukanych w całej Polsce
1
Po czterech latach zatrzymano Włocha, który oszukał na około 3 mln zł ponad tysiąc osób z całej Polski. Mężczyzna prowadził firmę-piramidę finansową.
Reklama
Reklama
Jesienią 2007 r. 72-letni Piergiorgio L. założył w Gdańsku przedsiębiorstwo o nazwie Pier&Gio. Z czasem spółka zaczęła tworzyć filie w innych miastach w Polsce, w tym m.in. w Warszawie, Olsztynie, Toruniu i Bydgoszczy.
Biznes polegał na tym, że klienci firmy umieszczali na swych prywatnych autach naklejki z reklamami mało znanych produktów. W zamian mieli otrzymywać około 900 zł miesięcznie. Warunkiem zawarcia umowy była jednak wpłata około 2,7 tys. zł kaucji.
Przez pierwsze miesiące działalności firma wywiązywała się z zawartych umów. W połowie czerwca 2008 r. klienci, którzy zjawili się po kolejne wypłaty w gdańskiej siedzibie spółki, zastali zamknięte drzwi. Podobnie było w innych miastach w Polsce. Właściciel firmy zniknął, a na koncie spółki stwierdzono brak pieniędzy pochodzących z kaucji wpłaconych przez ponad tysiąc osób.
Poszukiwania Włocha na terenie Polski nie przyniosły rezultatu. W lipcu 2010 r. wystawiono za nim Europejski Nakaz Aresztowania. Dwa lata później mężczyzna został zatrzymany na terenie Włoch przez tamtejszą policję, po czym przewieziono go do Polski, gdzie postawiono mu zarzuty, a sąd zastosował areszt.
W trakcie śledztwa Piergiorgio L. nie przyznał się do winy. Próbował też przekonywać prokuratorów, że firmę prowadził wspólnie z pewnym obywatelem Rumunii, który to ponosi odpowiedzialność za oszustwo. Śledczy nie znaleźli jednak dowodów wystarczająco uwiarygodniających tę wersję zdarzeń i nie dali jej wiary.
W końcu Włoch zmienił zeznania, przyznał się do winy i wniósł o dobrowolne poddanie się karze. W kwietniu b.r. prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia w tej sprawie, przychylając się w nim do wniosku oskarżonego.
Odczytywanie wyroku, w ramach którego konieczne było przytoczenie wszystkich - ponad tysiąca - zarzutów, trwało dwa dni. Jak wyjaśnił Adamski, zasada jawności ogłaszania wyroku wymaga, by "był odczytany w całości w taki sposób, aby można się było z nim zapoznać, a zatem w godzinach urzędowania sądu".
Mężczyzna spędzi za kratkami 2 lata. Sąd nakazał też, by Piergiorgio L. naprawił szkodę, czyli zwrócił pieniądze poszkodowanym.
Biznes polegał na tym, że klienci firmy umieszczali na swych prywatnych autach naklejki z reklamami mało znanych produktów. W zamian mieli otrzymywać około 900 zł miesięcznie. Warunkiem zawarcia umowy była jednak wpłata około 2,7 tys. zł kaucji.
Przez pierwsze miesiące działalności firma wywiązywała się z zawartych umów. W połowie czerwca 2008 r. klienci, którzy zjawili się po kolejne wypłaty w gdańskiej siedzibie spółki, zastali zamknięte drzwi. Podobnie było w innych miastach w Polsce. Właściciel firmy zniknął, a na koncie spółki stwierdzono brak pieniędzy pochodzących z kaucji wpłaconych przez ponad tysiąc osób.
Poszukiwania Włocha na terenie Polski nie przyniosły rezultatu. W lipcu 2010 r. wystawiono za nim Europejski Nakaz Aresztowania. Dwa lata później mężczyzna został zatrzymany na terenie Włoch przez tamtejszą policję, po czym przewieziono go do Polski, gdzie postawiono mu zarzuty, a sąd zastosował areszt.
W trakcie śledztwa Piergiorgio L. nie przyznał się do winy. Próbował też przekonywać prokuratorów, że firmę prowadził wspólnie z pewnym obywatelem Rumunii, który to ponosi odpowiedzialność za oszustwo. Śledczy nie znaleźli jednak dowodów wystarczająco uwiarygodniających tę wersję zdarzeń i nie dali jej wiary.
W końcu Włoch zmienił zeznania, przyznał się do winy i wniósł o dobrowolne poddanie się karze. W kwietniu b.r. prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia w tej sprawie, przychylając się w nim do wniosku oskarżonego.
Odczytywanie wyroku, w ramach którego konieczne było przytoczenie wszystkich - ponad tysiąca - zarzutów, trwało dwa dni. Jak wyjaśnił Adamski, zasada jawności ogłaszania wyroku wymaga, by "był odczytany w całości w taki sposób, aby można się było z nim zapoznać, a zatem w godzinach urzędowania sądu".
Mężczyzna spędzi za kratkami 2 lata. Sąd nakazał też, by Piergiorgio L. naprawił szkodę, czyli zwrócił pieniądze poszkodowanym.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama