Polak stracił nogę w wypadku na budowie. Teraz ostrzega innych
Do wypadku doszło 23 lipca ub. roku w St Albans, 32 km na północny zachód od Londynu. "To miał być zwykły poniedziałek w pracy. Wylewaliśmy podjazd jednemu z naszych klientów, gdy nagle w maszynie pękła jedna ze śrub i spadła na mnie ważąca ok. pół tony betoniarka" - relacjonuje 27-letni Sebastian Głyda.
"Gdy upadłem na ziemię, poczułem przeszywający ból w dolnej części pleców. Wtedy myślałem, że to tylko siniaki. Później okazało się, że poważnie została uszkodzona moja nerka" - dodaje mężczyzna, cytowany przez "The Sun".
Ratownicy medyczni i strażacy przez dwie godziny walczyli, aby wyciągnąć 27-latka spod betoniarki. Akcję utrudniał szybko zastygający cement. "Wszędzie była krew, a moja noga była w strzępach. Myślę, że pod wpływem adrenaliny wciąż byłem przytomny. Kiedy mnie uwolniono i położono na noszach, zemdlałem" - opowiada Polak.
Mężczyznę przewieziono do szpitala St Mary w Londynie. Przez trzy tygodnie utrzymywano go w śpiączce farmakologicznej. W tym czasie przeszedł 10 operacji i amputowano mu lewą nogę - od kolana w dół.
Podczas pobytu w szpitalu stracił 32 kilogramy, czyli około 30 procent masy ciała. Jednak zapalony kulturysta postanowił wrócić do podnoszenia ciężarów. "Lekarze ostrzegali mnie, że może minąć kilka dni, a nawet tygodni, zanim będę mógł chodzić bez pomocy kuli, ale zrobiłem to w ciągu trzech godzin. Chciałem być silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej" - przyznaje mężczyzna.
Nie minął miesiąc od wyjścia ze szpitala, a 27-latek znów ćwiczył na siłowni. Teraz przymierza się do startu w zawodach kulturystycznych.
"To była trudna bitwa" - przyznał. "Drobne czynności, które automatycznie wykonujesz każdego dnia, nagle stały się dla mnie prawdziwą przeszkodą" - zdradza Głyda.
Mężczyzna zdecydował się pozwać swojego pracodawcę. "To straszny wypadek w miejscu pracy, którego można było uniknąć" - zaznacza prawniczka reprezentująca Polaka. "Sebastian wielokrotnie zgłaszał usterkę swoim pracodawcom, ale ci nie podjęli żadnych działań" - dodaje.
Dzisiaj Sebastian Głyda przyznaje w rozmowie z portalem Londynek.net, że przypadki losowe się zdarzają, "ale na tyle, na ile możemy, starajmy się ograniczyć ryzyko tego typu zajść". "Przede wszystkim nie pozwalajmy wywierać na sobie presji przez pracodawcę i jeżeli uważamy, że coś jest niebezpieczne, po prostu odmówmy pracy" - podkreśla.
"Groźby zwolnień lub inne formy szantażu można zgłaszać do odpowiednich organów. Ale przede wszystkim Health and safety! W moim przypadku nie miałoby to znaczenia, ale jesteśmy w stanie uniknąć bądź zminimalizować skutki większości wypadków" - dodaje 27-latek.
"Pamiętajmy, że jesteśmy takimi samymi ludźmi, jak rodowici Brytyjczycy. Żyjemy i pracujemy w tym kraju jak oni. Przy czym różnica jest taka, że oni bez kasku na budowę nie wejdą, a co drugi Polak chodzi bez nawet najmniejszego zabezpieczenia; prawie jak Rambo" - zauważa Głyda.
"Czasami warto pomyśleć dwa razy, zanim zdecydujemy się zrobić coś, czego nie jesteśmy pewni. Bo skutki - tak jak w moim przypadku - mogą być później tragiczne. Mimo zgłoszenia usterki, kilkukrotnie jeździłem ciężarówką, zamiast odmówić dalszej pracy" - podkreśla w rozmowie z Londynek.net Sebastian Głyda.