Pasażer easyJet zasiadł za sterami. Pilot nie zjawił się w pracy
Do niecodziennego zdarzenia doszło 2 września br. Tego dnia Michael Bradley, wykwalifikowany pilot easyJet, miał lecieć z rodziną do Alicante - ale nie jako członek załogi, tylko zwykły pasażer.
Okazało się jednak, że lot do Hiszpanii może mieć kilkugodzinne opóźnione, a nawet zostać odwołany. Wszystko przez jednego z pilotów, który nie pojawił się tego dnia w pracy.
Kiedy do Bradley'a dotarły niepokojące informacje, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Stanął w korytarzu maszyny, po czym zaoferował pasażerom, że usiądzie na miejscu pierwszego oficera i będzie pilotował samolot.
"Zadzwoniłem do easyJet i powiedziałem: Cześć, jestem właśnie w terminalu i nic nie robię. Mam przy sobie licencję, dowód tożsamości i bardzo chciałbym pojechać na wakacje, więc jeśli potrzebujecie pomocy, to jestem gotowy do startu" - relacjonował podróżnym Brytyjczyk.
Szefowie Bradleya oddzwonili do niego w niecałą minutę. "Trzydzieści osiem sekund później usłyszałem w słuchawce: Proszę, proszę, proszę, proszę, czy możesz polecieć samolotem do Alicante?" - kontynuował.
Ubrany w koszulę i dżinsy Bradley zwrócił się do pasażerów: "Więc jeśli nie macie nic przeciwko, że jeden z pilotów tak wygląda, to lecimy". Jego słowa zostały nagrodzone brawami pasażerów, którzy - za uratowanie ich wakacji - okrzyknęli go "bohaterem".
Maszyna bez problemów dotarła do Hiszpanii.
Rzecznik easyJet oświadczył, że opóźnienie lotu było spowodowane "efektem domina spowodowanym awarią francuskiej kontroli ruchu lotniczego w niedzielę, co wpłynęło na załogę".
"Jesteśmy wdzięczni jednemu z naszych pilotów, który 2 września podróżował z rodziną na wakacje z Manchesteru do Alicante i zgłosił się na ochotnika, żeby pilotować samolot" - podkreślił przedstawiciel przewoźnika. Dodał, że zdarzenie było "wyjątkowe" i podkreślił, że "Michael był dobrze wypoczęty, wcześniej miał cztery dni wolnego, i mógł legalnie pilotować maszynę".