Odszkodowania za niewolniczą pracę u zakonnic
2
Irlandia wypłaci co najmniej 34,5 mln euro rekompensaty setkom kobiet za ich przymusową, niepłatną pracę w irlandzkich pralniach prowadzonych przez zakonnice w latach 1922-96.
Reklama
Reklama
W lutym br. premier Enda Kenny przepraszał za kierowanie dziewcząt i kobiet, głównie z marginesu społecznego, do przymusowej pracy w pralniach prowadzonych przez zakonnice. Natomiast wczoraj minister sprawiedliwości Alan Shatter przeprosił je za to, że tak długo musiały czekać na zadośćuczynienie.
Szacuje się, że żyje jeszcze ok. 770 z ponad 10 tys. kobiet, których traktowanie opisał w specjalnym raporcie senator Martin McAleese. Dziewczynki i kobiety były zmuszane do ciężkich, darmowych prac, mieszkały w prymitywnych warunkach i były źle odżywiane, a zakonnice miały nad nimi absolutną władzę. Chodziło m.in. o nieślubne dzieci albo kobiety skazane za drobne wykroczenia, np. jazdę bez biletu, a także osoby niepełnosprawne fizycznie lub umysłowo.
Spośród ok. 10 tys. sierot, kobiet opuszczonych i "upadłych", które w latach 1922-96 pracowały w 10 pralniach, około 2,5 tys. zostało tam umieszczonych z polecenia różnych agencji rządowych. 10 proc. trafiało tam z inicjatywy rodzin, a 19 proc. zgłaszało się z własnej woli. Pralnie pracowały m.in. dla wojska, hoteli czy browaru Guinness.
"Nie można sobie wyobrazić dezorientacji i strachu, który przeżywały młode dziewczęta - w wielu przypadkach wciąż dzieci - nie wiedząc, gdzie są, czując się opuszczone, bijąc się z myślami, że zrobiły coś złego, nie wiedząc, kiedy i czy w ogóle wyjdą z tych miejsc i zobaczą rodziny" - napisał McAleese w raporcie.
Większość kobiet, z którymi rozmawiał przygotowując raport, mówiła o pralniach jako o "miejscach zimnych, w których obowiązywała surowa dyscyplina oparta na fizycznie wyczerpującej pracy i modlitwie". Były też ostro upominane i upokarzane, a ich listy do rodzin cenzurowano.
Dzienna rutyna zaczynała się pobudką o godz. 6:00. Kobiety i dziewczynki pracowały do godz. 14:00. Po lunchu wracały do pralni, a po odmówieniu różańca o godz. 18:00 szły spać. Obowiązywał zakaz rozmów i śmiania się. W niedzielę nie pracowano w pralni, ale wykonywano inne prace, jak np. mycie podłóg.
Raport nie odnotowuje przypadków fizycznego znęcania się ani wykorzystywania seksualnego. Pojawiają się jednak informacje o upokarzaniu psychicznym. Pracownicom mówiono np., że ich ojcowie są pijakami albo że matki się ich wyrzekły. Niektórym za karę golono włosy, zamykano w izolatce, karmiąc tylko chlebem i wodą, pozbawiano spaceru, polegającego na chodzeniu parami po wewnętrznym dziedzińcu.
Minister Shatter wyraził wczoraj nadzieję, że kobiety zaakceptują planowane rekompensaty "jako szczery wyraz ubolewania przez państwo, że zawiodło was ono w przeszłości, uznania przez nie waszych obecnych potrzeb i zobowiązania do poszanowania waszej godności i praw człowieka". Równocześnie Shatter zaapelował do czterech zakonów żeńskich, które prowadziły te pralnie, o współudział w wypłacaniu rekompensat.
Więcej na temat niewolniczych pralni sióstr Magdalenek można przeczytać w naszej Czytelni.
Szacuje się, że żyje jeszcze ok. 770 z ponad 10 tys. kobiet, których traktowanie opisał w specjalnym raporcie senator Martin McAleese. Dziewczynki i kobiety były zmuszane do ciężkich, darmowych prac, mieszkały w prymitywnych warunkach i były źle odżywiane, a zakonnice miały nad nimi absolutną władzę. Chodziło m.in. o nieślubne dzieci albo kobiety skazane za drobne wykroczenia, np. jazdę bez biletu, a także osoby niepełnosprawne fizycznie lub umysłowo.
Spośród ok. 10 tys. sierot, kobiet opuszczonych i "upadłych", które w latach 1922-96 pracowały w 10 pralniach, około 2,5 tys. zostało tam umieszczonych z polecenia różnych agencji rządowych. 10 proc. trafiało tam z inicjatywy rodzin, a 19 proc. zgłaszało się z własnej woli. Pralnie pracowały m.in. dla wojska, hoteli czy browaru Guinness.
"Nie można sobie wyobrazić dezorientacji i strachu, który przeżywały młode dziewczęta - w wielu przypadkach wciąż dzieci - nie wiedząc, gdzie są, czując się opuszczone, bijąc się z myślami, że zrobiły coś złego, nie wiedząc, kiedy i czy w ogóle wyjdą z tych miejsc i zobaczą rodziny" - napisał McAleese w raporcie.
Większość kobiet, z którymi rozmawiał przygotowując raport, mówiła o pralniach jako o "miejscach zimnych, w których obowiązywała surowa dyscyplina oparta na fizycznie wyczerpującej pracy i modlitwie". Były też ostro upominane i upokarzane, a ich listy do rodzin cenzurowano.
Dzienna rutyna zaczynała się pobudką o godz. 6:00. Kobiety i dziewczynki pracowały do godz. 14:00. Po lunchu wracały do pralni, a po odmówieniu różańca o godz. 18:00 szły spać. Obowiązywał zakaz rozmów i śmiania się. W niedzielę nie pracowano w pralni, ale wykonywano inne prace, jak np. mycie podłóg.
Raport nie odnotowuje przypadków fizycznego znęcania się ani wykorzystywania seksualnego. Pojawiają się jednak informacje o upokarzaniu psychicznym. Pracownicom mówiono np., że ich ojcowie są pijakami albo że matki się ich wyrzekły. Niektórym za karę golono włosy, zamykano w izolatce, karmiąc tylko chlebem i wodą, pozbawiano spaceru, polegającego na chodzeniu parami po wewnętrznym dziedzińcu.
Minister Shatter wyraził wczoraj nadzieję, że kobiety zaakceptują planowane rekompensaty "jako szczery wyraz ubolewania przez państwo, że zawiodło was ono w przeszłości, uznania przez nie waszych obecnych potrzeb i zobowiązania do poszanowania waszej godności i praw człowieka". Równocześnie Shatter zaapelował do czterech zakonów żeńskich, które prowadziły te pralnie, o współudział w wypłacaniu rekompensat.
Więcej na temat niewolniczych pralni sióstr Magdalenek można przeczytać w naszej Czytelni.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama