Kowalczyk chwali Jaśkowiec

Justyna Kowalczyk podkreśla, że był to bardzo ciężki bieg, a dała z siebie wszystko.

- Było bardzo dobrze. Walczyłam dziś, ile mogłam. To był cel nie tylko wynikowy, ale też treningowy, dlatego walczyłam do końca. To był bardzo ciężki bieg oczywiście, ale jakby podliczyć moje czasy ze wszystkich rund, to myślę, że na spokojnie z drugą wygrałam z pół minuty.

Partnerką w drużynie z Justyną była Sylwia Jaśkowiec, która zdaniem naszej mistrzyni spisała się znakomicie.
- Muszę pochwalić Sylwię. W eliminacjach była lekko spięta i trochę jej nie szło, ale już w biegach finałowych dała radę. (...) Piąte miejsce na igrzyskach olimpijskich to bardzo dobry wynik. Trener Hudac i Sylwia mieli w ogóle obawy o finał, a tymczasem zostawiliśmy z tyłu wielkie tuzy sprintów i biegów narciarskich. Gratuluję jej - podsumowała Kowalczyk.

Według naszej mistrzyni, bieg stał na bardzo wysokim poziomie, a rywalki nie pozwalały na oddech.
- Wszystkie zmiany dały mi mocno w kość. Przecież nie biegamy z juniorkami, tylko najlepszymi zawodniczkami na świecie, liderkami rankingów. Jednak kiedy na końcu podbiegu zobaczyłam, że nie ma po prostu możliwości żadnej, to przestałam biegnąć na 140 procent.

- Wszystkie konkurencje są bardzo trudne, jeśli się walczy o najwyższe miejsca. A jeśli chodzi o sprint drużynowy, to trzeba zauważyć, że w biegu eliminacyjnym biegłyśmy na równi z Rosjankami, a potem one przepadły, pokonałyśmy Niemki, a teraz one nas pokonały. Organizmy różnie reagują na taki wysiłek. To jest przecież sześć naprawdę bardzo ciężkich wyścigów. No i nie biegniesz przecież sam dla siebie, tylko walczysz. Albo starasz się gonić, albo nie odpuszczasz. Mi generalnie ta konkurencja (sprint drużynowy - przyp. red.) bardzo się podoba - zaznaczyła Justyna Kowalczyk.