Christchurch zrywa umowę na "świadczenie usług magicznych" ze swoim czarodziejem
"To banda biurokratów, którzy nie mają wyobraźni" – skomentował sprawę 88-letni Ian Brackenbury Channell, piastujący dotąd urząd miejskiego czarownika.
Strona internetowa Christchurch z dumą informowała, że to drugie co do wielkości nowozelandzkie miasto jest zarazem jedynym zatrudniającym maga. W 1990 roku premier Nowej Zelandii Mike Moore zaproponował Channellowi pod "pilną rozwagę" objęcie stanowiska "oficjalnego czarodzieja kraju".
Obecne władze miasta uzasadniły swoją decyzję o zerwaniu umowy zamiarem pójścia "w bardziej nowoczesnym i zróżnicowanym kierunku".
Roczne wynagrodzenie Channella wynosiło 16 tys. dolarów nowozelandzkich, czyli prawie 11,3 tys. dolarów amerykańskich.
Pracujący dla miasta mag w 1982 roku został uznany przez Stowarzyszenie Dyrektorów Galerii Sztuki Nowej Zelandii za "żywe dzieło sztuki".
Czarodziej wzbudzał kontrowersje swoimi uwagami na temat kobiet i relacji damsko-męskich. W jednym z programów satyrycznych miał powiedzieć: "Nigdy nie podnoś ręki na kobietę! Zbyt łatwo o siniaki" – odnotował "Guardian".
Channell jest z pochodzenia Anglikiem. Urodzony w Londynie, wykształcony na Uniwersytecie w Leeds, przeniósł się do Australii, gdzie pracował jako wykładowca akademicki na wydziale socjologii. W Christchurch zamieszkał w latach 70. XX wieku. Stał się rozpoznawalny z powodu swoich przemów wygłaszanych na drabinie, w długim płaszczu i spiczastym kapeluszu. Próba zatrzymania przez policję nie ograniczyła jego działalności, a jedynie wywołała gniew lokalnej społeczności.
Miejski czarodziej zapowiedział, że mimo zerwania kontraktu nadal będzie robił swoje. "Będą musieli mnie zabić, żeby mnie powstrzymać" – ostrzegł.
Czytaj więcej:
Nowa Zelandia łagodzi restrykcje. "Wyeliminowanie Covid-19 jest niemożliwe"