Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Jacek Rostowski: "Brexit oparty został na kłamstwach"

Jacek Rostowski:
Najważniejsze są spotkania z wyborcami - mała Maja już wie, że partia ChangeUK startuje w eurowyborach... (Fot. Arch. prywatne J. Rostowskiego)
Jacek Rostowski 23 kwietnia br. ogłosił, że startuje w eurowyborach i jest kandydatem brytyjskiego ugrupowania chcącego zatrzymać Brexit - ChangeUK.
Reklama
Reklama

Polityk, ekonomista i nauczyciel akademicki; urodził się w Londynie, tutaj studiował. Ma obywatelstwo polskie i brytyjskie. W latach 2007–2013 był polskim ministrem finansów w rządzie Platformy Obywatelskiej, w 2013 wiceprezesem Rady Ministrów, posłem na Sejm VII kadencji, a w 2015 szefem Zespołu Doradców Politycznych Prezesa Rady Ministrów.

W 2010 otrzymał nagrodę „Krzesło Roku”, przyznaną przez tygodnik „The Warsaw Voice” oraz tytuł najlepszego ministra finansów w Europie, przyznany przez brytyjski miesięcznik „The Banker”. Serwis „Emerging Markets” dwukrotnie wyróżnił go wśród ministrów finansów w Europie Środkowej i Wschodniej (2009 i 2012). W 2013 otrzymał Nagrodę Kisiela w kategorii polityk „za rolę sapera gospodarki”.

Na co dzień mieszka w Warszawie, jednak kandydowanie na europosła z listy londyńskiej przywiodło go znów do brytyjskiej stolicy.

Panie premierze, jeszcze 18 marca br. w programie TVN24 “Rozmowa Piaseckiego” mówił Pan, że nie zamierza startować w wyborach do Parlamentu Europejskiego. 23 kwietnia, czyli kilka tygodni później, zaskoczył Pan wszystkich zmianą swojej decyzji. Co się stało?

Jacek Rostowski: - Kiedy mówiłem, że nie kandyduję, naprawdę mi do głowy nie przyszło, aby to zrobić. Wielka Brytania miała opuścić UE 29 marca - i to nie nastąpiło. Już od dawna myślałem, że UK nie opuści struktur europejskich i nadal tak uważam – szczególnie jest to prawdopodobne teraz, jeśli partie nie-Brexitowskie będą miały dobry wynik w eurowyborach. I dlatego to takie ważne, żeby ci Polacy, którzy nie mają zamiaru głosować w wyborach w Polsce, nie interesują się za bardzo polityką na co dzień, zagłosowali tutaj na partie proeuropejskie, a najbardziej prounijna z nich jest właśnie ChangeUK, z listy której ja startuję. I robię to z tego powodu właśnie.

Jacek Rostowski przez 6 lat był ministrem finansów w rządzie PO. (Fot. Arch. prywatne J. Rostowskiego)

Pomyślałem, że skoro te wybory na terenie UK jednak będą (bo kraj formalnie wciąż pozostaje w Unii, więc wybory muszą się odbyć – przyp. red.), to mogę odegrać pozytywną rolę startując w nich – szczególnie kiedy będę kandydował w Londynie, bo tu jest tak dużo obywateli unijnych, głównie Polaków. Przypuszczałem, że moje kandydowanie może być takim elementem “newsowym” i dlatego będę mógł się przyczynić do pozytywnego wyniku, który – mam nadzieję, przełoży się na wzmożoną presję, żeby ten absurdalny i szkodliwy dla wszystkich Brexit zatrzymać. Skontaktowałem się więc z kilkoma osobami w tej sprawie, a gdy okazało się, że jest zainteresowanie moim udziałem, sprawy już dalej potoczyły się same.

Ujął to Pan ciekawie, że Pana kandydowanie może być “elementem newsowym”. I rzeczywiście tak było, szczególnie w Polsce. Już w dwa dni po Pana deklaracji udziału w wyborach stacja TVP Info wytknęła Panu słowa sprzed 8 lat, gdy w wywiadzie w “Gazecie Wyborczej” oznajmił Pan, że jest “przeciwny związkom partnerskim” i że “stabilne społeczeństwo jest oparte na stosunkach heteroseksualnych”. Do Wielkiej Brytanii przyjeżdża wielu Polaków ze środowisk LGBT, uciekając przed prześladowaniami w ojczyźnie. Jak Pan ich przekona, aby oddali na Pana głos?

- To proste: zmieniłem zdanie na ten temat. Poza tym moje słowa nie wynikały z niechęci wobec środowisk LGTB. Rozmowa była przeprowadzona w 2011 roku i dotyczyła elementów, które przyczyniają się do stabilności społecznej. Od tego czasu mamy nowe dowody na to, że małżeństwa osób tej samej płci nie powodują destabilizacji społecznej, czego dowodem są kraje, które to wprowadziły. Moja wypowiedź motywowana była jedynie ogólnymi obawami, które wówczas miałem. W obliczu nowych faktów i dowodów jest naturalne, że można - wręcz należy - zmienić zdanie. Takim elementem, który mocno na mnie wpłynął, było przeprowadzone w 2015 roku referendum w Irlandii, która przecież jest krajem bardzo katolickim (umożliwiono wówczas parom tej samej płci zawieranie małżeństw – przyp. red.) oraz sytuacja w Wielkiej Brytanii – widzimy bowiem, że małżeństwa osób tej samej płci nie destabilizują społeczeństwa i trzeba to przyjąć do wiadomości.

W rozmowie w TVN24, mówiąc o sytuacji w Polsce, stwierdził Pan: “państwo się rozpada”... Jak w tym kontekście Polska miałaby zatem funkcjonować w Zjednoczonej Europie?

- W tej chwili wolałbym się trzymać polityki brytyjskiej, bo jeśli zostanę europosłem z listy londyńskiej, to będę reprezentował interesy wszytkich Brytyjczyków, wszystkich obywateli UE w Londynie i wszystkich zamieszkałych tu Polaków – niezależnie od tego czy preferują Koalicję Europejską, z którą osobiście się identyfikuję, czy też preferują PiS, Kukiza czy kogokolwiek. Chciałbym jednak podkreślić, że najlepszym sposobem na obronę interesów Polek i Polaków na Wyspach jest doprowadzić do tego, by Brexitu w ogóle nie było. Nie wiem ilu z państwa weszło już na stronę gov.uk, żeby wypełnić wniosek o tzw. „settled status” (dla osób zamieszkałych w UK ponad 5 lat) czy „pre-settled status” (dla mieszkających tu mniej niż 5 lat). Przecież to jakiś koszmar!

Brexit jest rzeczą absolutnie fatalną, m.in. dla miliona Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii - twierdzi Jacek Rostowski. (Fot. Facebook/Jan-Vincent Rostowski)

Brytyjczycy twierdzą, że prawa Polaków będą zagwarantowane, bezpieczne. Tymczasem wiemy, że kilka tygodni temu człowiek, który był wicedyrektorem Ofsted, czyli wysoko postawiony urzędnik, pochodzący z jednego z państw unijnych (Daniel Muijs pochodzi z Belgii i mieszka w UK ponad 20 lat – przyp. red.), złożył ten formularz i początkowo odmówiono mu tego statusu! To wyobraźmy sobie: jak może wyglądać sprawa zwykłej Kowalskiej? Dlatego tak ważne dla Polaków i innych obywateli UE jest, żeby do Brexitu nie doszło, a najlepszym sposobem na to jest głosowanie na listę ChangeUK, która jest druga na karcie wyborczej w całym kraju.

Jednak wracając do Pani pytania, to martwię się bardzo, bo rządy prawa w Polsce są zagrożone i naruszane w sposób strukturalny. Nie ukrywam, że będę walczył z łamaniem prawa i standardów praworządności w ramach UE. Zresztą polską sprawą zajął się już Trybunał Sprawiedliwości UE.

Ale Panie premierze, informacje, które docierają do Londynu z Polski, są bardzo pozytywne: praktycznie nie ma bezrobocia, rosną zarobki i zachęca się nas do powrotu do kraju, który podobno jest w gospodarczym rozkwicie.

- Na pewno nie będę zniechęcał Polaków do tego, żeby wracali do Polski i jeśli chodzi o ten przekaz, o którym Pani mówi, to niektóre elementy są prawdziwe. Ale bezrobocie w Polsce jest bardzo niskie z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że w ciągu tych 8 lat naszych rządów (Platforma Obywatelska rządziła w latach 2007-2015 – przyp. red.) zbudowaliśmy gigantyczną sieć autostrad i dróg ekspresowych, które wyeliminowały tzw. bezrobocie strukturalne, geograficzne. Dzisiaj w zasadzie poza częściami północnej Polski nie ma takiego miejsca, które byłoby dalej niż 70 km od drogi ekspresowej lub autostrady. Skutek jest taki, że cały kraj został włączony do europejskiego rynku i fabrykę można teraz zbudować z korzyścią w dowolnym miejscu w Polsce. Tak na pewno nie było jak przejęliśmy władzę w 2007. Na to jeszcze się nakłada świetna koniunktura w świecie i póki co, do niedawna w Europie. Zawsze jest jednak tak, że obecne rządy przypisują sobie sukcesy poprzedników i trzeba się z tym liczyć.

Zagrożenie gospodarcze wynikające z rządów PiS to atak na praworządność. Skutek jest taki, że mimo bardzo dobrej koniunktury w Europie - co też rozchodzi się na Polskę - mamy najniższy udział inwestycji w gospodarce od upadku PRL. Dlaczego? Ano dlatego, że inwestorzy się boją, że ich własność może nie być bezpieczna.

Dość krytycznie wypowiedział się Pan o rządach w Polsce - a co Pan myśli o polityce brytyjskiej, bo tu też się dużo dzieje? Są coraz silniejsze naciski na Theresę May, żeby zrezygnowała, obserwujemy rozłam w Partii Pracy i w Partii Konserwatystów.

Jacek Rostowski i Donald Tusk, a w tle mapa Europy i "zielona wyspa" dobrobytu... (Fot. Arch. prywatne J. Rostowskiego)

- Brexit się wali i to nie jest przypadek, że Wielka Brytania nie wyszła z Unii Europejskiej 29 marca. Wynik referendum 2016 roku był następstwem gigantycznego kłamstwa, że “będzie bardzo łatwo wyjść z tej Unii” i bardzo łatwo można uzyskać dobry wynik jeśli chodzi o relację z Unią po wyjściu... Oczywiście mogły w to wierzyć tylko osoby, które nie wiedziały co to znaczy być poza Unią - my Polacy wiemy jak to jest, bo przystąpiliśmy do UE zaledwie 15 lat temu.

Brytyjczykom wytłumaczyli Brexitowcy, że będą mogli wyjść i nie wpłacać już nic do unijnej kasy, a wszystkie “fajne rzeczy” związane z Unią będą się toczyły dalej dokładnie tak samo jak były. Nagle obudzili się i stwierdzili: o co chodzi? Będą kontrolowane towary na granicy? Będą jakieś gigantyczne korki w Dover i Calais? Okazało się, że połowa przemysłu przetwórczego będzie musiała być zreorganizowana, bo nie będzie tak szybkich dostaw części jak dotychczas. Powoli wyszło na jaw, że ten tzw. twardy Brexit jest nie do pomyślenia, bo doprowadzi do gigantycznego wstrząsu i chaosu.

Umowa o wolnym handlu jest oczywiście czymś, co można wynegocjować z Unią, ale to trwa latami. Politycy brytyjscy byli jednak przekonani, że cały świat tylko czeka na to, aby z nimi podpisać umowy o wolnym handlu. Tymczasem okazuje się, że to nie jest takie proste i każdy kraj chce na tym coś ugrać dla siebie. Na przykład UE wyszła z pięknym gestem, gwarantując Wielkiej Brytanii przedłużenie unijnych umów o wolnym handlu z innymi krajami w tzw. okresie przejściowym tuż po Brexicie. Ale okazało się, że kraje jak Japonia czy Australia się nie spieszą, by Brytyjczykom pomóc i chcą same negocjować z nimi korzystniejsze warunki.

Anglia mogłaby pozostać w unii celnej, i nie musiałaby nic nowego negocjować, ale wtedy nie mogłaby mieć własnej polityki handlowej. A gdyby pozostała w jednolitym rynku (by uniknąć wszelkich barier handlowych z Unią), to nie mogłaby nawet mieć własnej polityki regulacyjnej wewnątrz kraju.

Idąc więc krok po kroku okazuje się, że pozostając w jednolitym rynku prawie wszystkie korzyści i zobowiązania w ramach przynależności do UE realizuje się dalej, ale nie ma się przy tym prawa głosu przy decyzjach! Z Europą jest tak: niczego nie dostaje się za darmo! Jedynym sensownym rozwiązaniem pozostaje więc “exit from Brexit”, czyli zrezygnowanie z Brexitu.

W momencie referendum ludzie w ogóle nie byli świadomi czym może być Brexit. W ciągu 3 lat negocjacji z Unią następował niejako proces odkrywania rzeczywistości. Gdy Brytyjczycy odkryli tę rzeczywistość, Brexit zaczął się sypać. Pojawiły się różne propozycje wyjścia z tej sytuacji, ale żadnego konkretnego rozwiązania. Każde rozwiązanie poza pozostaniem w UE jest bowiem gorsze. Efekt: cała ta konstrukcja się wali politycznie.

Były wicepremier chce reprezentować w Parlamencie Europejskim wszystkich Europejczyków z Londynu. (Fot. Facebook/Jan-Vincent Rostowski)

To dlaczego w takim razie Theresa May uparcie powtarza, że musi słuchać głosu narodu, który się wypowiedział w referendum? I dlaczego Pana zdaniem pomimo faktu, że wielu osobom otworzyły się oczy, Partia Brexitu Farage'a ma tak duże poparcie?

- Jeśli chodzi o panią May, to 80% działaczy Partii Konserwatywnej popiera Brexit. Pani May wie, że jakakolwiek próba dalszego pójścia na ustępstwa w sprawie Brexitu – wobec tego, co już uzgodniła z Unią - prowadzi bezpośrednio do jej upadku i bardzo możliwe, że także do rozłamu partii. Uważam, że obie te rzeczy są nieuniknione i za parę miesięcy, a może tygodni ona już nie będzie premierem i nastąpi ten rozłam. Część konserwatystów przejdzie do ChangeUK lub Partii Brexitu.

Co do pana Farage'a, to obraz rządu May który zapewnia, że chce wyjść z Unii, a jakoś wciąż mu się to nie udaje, jest upokarzający. Efekt tego jest taki, że osoby popierające Brexit zwróciły się do Partii Brexitu. Jest to pewnego rodzaju obronny mechanizm psychologiczny.

Niemniej jednak w chwili obecnej wiemy, że 53-55% wyborców głosowałoby za pozostaniem kraju w Unii Europejskiej.

Jaką Europę, Unię Europejską, chciałby Pan widzieć w najbliższych latach?

- Chciałbym widzieć taką Europę, w której ludzie swobodnie, łatwo i z wzajemną życzliwością żyją. I chciałbym także, żeby narody tak żyły. Uważam, że nie doceniamy destrukcyjnego potencjału nacjonalizmu. Myślimy zawsze, że jak my będziemy bardziej nacjonalistyczni, to inni nam ustąpią, nie myśląc o tym, że czasami ci “inni” są więksi i mają jeszcze bardziej zatrważającą historię w tym zakresie...

Drugi problem to jest zapewnienie stabilności i dobrego funkcjonowania strefy euro – mamy tu duży postęp, ale daleko nam do stanu, w którym ta strefa byłaby bezpieczna w kontekście dużych szoków gospodarczych.

Na koniec - zmiana sposobu uprawiania polityki, czyli ta najfajniejsza strona partii ChangeUK. Potrzebujemy znaleźć sposób na to, żeby polityka była mniej konfrontacyjna, bardziej partycypacyjna i także bardziej oparta na faktach i dobrych, raczej niż na złych emocjach. ChangeUK chce to osiągnąć, np. poprzez tworzenie budżetu obywatelskiego w UK, tworzenie swojego programu poprzez wiele spotkań objazdowych po całym kraju, czy tzw. „town hall meetings” czyli wspólnych dyskusji z posłem, a także poprzez lokalne referenda. Walka z populizmem wymaga, żeby nadać wszystkim wyborcom poczucie podmiotowści, bo w przeciwnym wypadku dochodzi do wyrazów skrajnej frustracji tak jak nastąpiło to tutaj.

Dziękuję za rozmowę.

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 4.27 / 27

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 28.03.2024
GBP 5.0474 złEUR 4.3191 złUSD 4.0081 złCHF 4.4228 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama