Menu

Oliver Laxe o filmie "Sirat": Koniec świata trwa już od dawna

Oliver Laxe o filmie
Oliver Laxe uważa się za outsidera... (Fot. Getty Images)
Bohaterowie mojego filmu wyczuwają nadciągającą apokalipsę. Mówią, że koniec świata trwa już od dawna. Dzielę z nimi to spostrzeżenie - twierdzi Oliver Laxe. Jego obraz "Sirat", doceniony nagrodą jury festiwalu canneńskiego, trafił właśnie do kin.

W sercu marokańskiej pustyni trwa impreza rave z udziałem kilkuset osób. Muzyka dudni z głośników, sprawia, że nie można usłyszeć własnych myśli. Przez tłum tańczących ludzi przedziera się Luis (w tej roli Sergi López), któremu towarzyszy syn Esteban (Bruno Nunez) i terier Pipa.

Mężczyzna szuka swojej córki, z którą od kilku miesięcy nie ma kontaktu. Podsuwa ludziom jej zdjęcia, wypytuje, czy kiedykolwiek ją widzieli. W pewnym momencie na miejsce przyjeżdża wojsko. Żołnierze powiadamiają zgromadzonych o wprowadzeniu stanu wyjątkowego. Impreza zostaje zakończona.

Zrozpaczony Luis postanawia dołączyć do grupy nomadów (w tych rolach naturszczycy Stefania Gadda, Joshua Liam Henderson, Jade Oukid, Richard Bellamy i Tonin Janvier), którzy planują udział w kolejnym ravie. Podąża za nimi zdezelowaną furgonetką, nieprzystosowaną do pustynnych warunków. W głębi serca wierzy, że odnajdzie zaginioną dziewczynę.

W kulturze arabskiej "sirat” to most umieszczony nad otchłanią piekła, który łączy świat doczesny z rajem. Pokonać go mogą wyłącznie dobrzy, wierzący ludzie, ale nie jest to łatwe. Przejście wydaje się wąskie, chwiejne. Ten obraz odzwierciedla sposób, w jaki postrzegasz świat?

Oliver Laxe:Oczywiście. W szerszym znaczeniu "sirat” oznacza drogę. Ścieżka naszego życia jest poprzetykana przeszkodami. Wyrastają na niej klify i pnącza zasłaniające widok. Popadamy w kłopoty, przeżywamy tragedie. Ale głęboko wierzę, że nasze dusze potrzebują wyzwań, które trudno zrozumieć. Innymi słowy, choćby z najgorszych momentów możemy wyciągać lekcje. Filmowego Luisa utrata dziecka skłania do zajrzenia w głąb siebie, zrozumienia swojej córki, do rozwoju. Dopiero wtedy zaczyna ufać sobie.

Co zaintrygowało cię w grupie techno nomadów, których sportretowałeś w filmie?

- Cenię w nich to, że nie boją się odsłaniać blizn. Taka postawa jest całkowicie obca naszym społeczeństwom. Przywykliśmy do kreowania idealnych wizerunków samych siebie. Jesteśmy neurotyczni. Nawet jeśli nomadzi kojarzą nam się z Piotrusiem Panem, cechuje ich szczególna dojrzałość.

Pod koniec pracy nad filmem uświadomiłem sobie, że zacząłem akceptować własne niedoskonałości. Wiem, że stanowią część mnie, mojej historii, tradycji. Uważam też, że osoby należące do tej grupy mają doskonałą intuicję. Wyczuwają nadciągającą apokalipsę. Mówią, że koniec świata trwa już od dawna. Dzielę z nimi to spostrzeżenie. Wszyscy czekamy, aż nastąpi reset. Przygotowujemy się do tego.

Film "Sirat" w reżyserii Olivera Laxe'a zdobył Nagrodę Jury na Festiwalu Filmowym w Cannes w 2025 roku.

A zatem jesteś fatalistą.

- Takie jest życie, czyż nie? Wierzę w przeznaczenie. Bohaterowie filmu próbują się uchronić przed nadciągającą katastrofą. Tak naprawdę każdy z nas ucieka przed samym sobą. Jesteśmy złamani, słabi psychicznie, ukrywamy blizny. Uważam, że jako ludzkość nie jesteśmy wolni.

Ktoś kiedyś powiedział, że życie jest jak droga kolejowa. Masz jedynie margines swobody. Nie możesz zdecydować, czy skręcić w lewo, czy w prawo. Możesz natomiast wybrać, czy wolisz jechać w pierwszej, czy w drugiej klasie. Wszystko zależy od twojej zdolności akceptacji rzeczy.

Twój film obfituje w zmiany nastrojów. Chciałeś, by był bardziej zmysłowym doświadczeniem niż klasyczną opowieścią?

- W moim kinie eksperymentuję z obrazami. Kadry oddziałują na widzów w bardzo tajemniczy sposób. Czasami oglądamy filmy, które wcale nam się nie podobają, ale niektóre sceny wracają do nas sześć miesięcy później. Jak to wytłumaczyć? Lubię pracować ze zmysłowymi obrazami, dźwiękiem, muzyką. Jeśli forma i treść równoważą się, film może być doświadczeniem dla publiczności.

Chciałem zabrać widzów w duchową podróż, wstrząsnąć nimi. W życiu też tak jest. Nikt nie puka do naszych drzwi z pytaniem, czy jesteśmy na coś gotowi. Rzeczy po prostu się dzieją.

Film można już oglądać także w polskich kinach.

Realizację filmów postrzegasz jako praktykę duchową?

- Zaznaczę tylko, że nie chcę nikogo do niczego przekonywać. Dla mnie życie jest okazją do wzrostu. Nie jesteśmy cząstkami zawieszonymi w kosmosie, obowiązują nas pewne zasady. Jedną z nich jest ta, że możesz piąć się w górę albo spadać. Jeśli pozostaniesz bierny, nie unikniesz konsekwencji.

Studiuję w szkole psychoterapii Gestalt. Uważam, że sztuka jest dobrym narzędziem samopoznania. Każdy kolejny film to płodna podróż, proces, w trakcie którego wciąż dowiaduję się o sobie czegoś nowego. Ale są pewne granice. Nie wiem, czy sztuka może nam pomóc się wyemancypować. Na pewno sprzyja zrozumieniu pewnych kwestii, ale ma też swoje ograniczenia.

Producentami "Sirata" zostali bracia Pedro i Agustin Almodóvar. Jak doszło do waszego spotkania?

- W kinie hiszpańskim uchodzę za outsidera. Przez 12 lat żyłem w Maroku, teraz mieszkam w górach, w Galicii. A więc jestem trochę dziwakiem. Pierwszym filmem, jaki nakręciłem w Hiszpanii, była "Siła ognia”. Obraz spotkał się z pozytywnym przyjęciem. Zapewnił mi nominację do nagród Goya. Okazało się, że do jego zwolenników zalicza się również Pedro Almodóvar. Od tamtego czasu mamy dobry kontakt. Kiedy ukończyłem scenariusz „Sirata”, od razu mu go pokazałem. Spodobał mu się. Bracia Almodóvar otoczyli mnie opieką, są dla mnie jak rodzina.

Początkowo nie mogłem się nadziwić, że ludzie zajmujący tak wysoką pozycję mogą być tak ludzcy, mieć czyste intencje. Przy pracy nad tym filmem po raz pierwszy otrzymałem też wsparcie hiszpańskiej telewizji publicznej. Zyskałem możliwości, jakich do tej pory nie miałem. Producenci zapewnili mi totalną wolność artystyczną.

Jak outsider odnajduje się w najważniejszej sekcji canneńskiego festiwalu – konkursie głównym? Nie obawiasz się, że sukces może zmienić trajektorię twojej drogi twórczej, skusić możliwością kręcenia filmów wysokobudżetowych?

- Nadal interesuje mnie tworzenie kina arthouse'owego, a nie komercyjnych produkcji. Nie chcę dramatyzować, ale bycie filmowcem czasami wiąże się z cierpieniem, to zawód pełen sprzeczności. Czasami czuję się jak dziecko na placu zabaw. Realizacja filmu na pustyni wydaje się czymś niedorzecznym. A jednak coś podpowiada mi, że muszę robić filmy. Teraz mam w tym więcej swobody niż kiedykolwiek wcześniej. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Nigdy nie należałem do grona reżyserów, którym proponuje się pracę. Robiłem wyłącznie to, w co sam wierzyłem, co czułem. Na pewno muszę być czujny.

Oliver Laxe z nagrodą w Cannes. (Fot. Getty Images)

Oliver Laxe (ur. 1982 r.) jest reżyserem, scenarzystą i aktorem urodzonym w Paryżu, w rodzinie galisyjskich emigrantów. Studiował na Uniwersytecie Pompeu Fabra w Barcelonie. W 2010 r. jego pełnometrażowy debiutancki dokument „Wszyscy jesteście szefami” zakwalifikował się do sekcji Directors’ Fortnight canneńskiego festiwalu. Ddoceniono go nagrodą FIPRESCI. W 2016 r. jego „Mimosas” otrzymał w Cannes Grand Prix Międzynarodowego Tygodnia Krytyki. Również kolejne filmy Laxe'a spotkały się z uznaniem na tym festiwalu - w 2019 r. nagrodą jury konkursu Un Certain Regard uhonorowano „Siłę ognia”, a w maju 2025 r. nagrodę jury konkursu głównego zapewnił twórcy „Sirat”.

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena:

Komentarze
Nikt jeszcze nie skomentował tego tematu.
Bądź pierwszy! Podziel się opinią.
Dodaj komentarz

Waluty


Kurs NBP z dnia 19.09.2025
GBP 4.8974 złEUR 4.2666 złUSD 3.6278 złCHF 4.5617 zł

Sport