Polski portier wygrał 3,5 tys. euro odszkodowania za niesłuszne zwolnienie z pracy
Polak, którego nazwiska nie ujawniono, przez 11 lat pracował jako nocny portier w hostelu dla uchodźców. Wyrzucony został po tym, jak jego żona przekazała menadżerce, iż mężczyzna ma zamiar ją zabić.
23 marca ubiegłego roku przełożona zostawiła pracownikowi notatkę z pytaniem, dlaczego wpuścił do budynku osobę niebędącą rezydentem po godzinie 22:00. Mężczyznę tak to zdenerwowało, że następnego dnia postanowił nie przyjść do pracy. Zamiast tego upił się i próbował sobie odebrać życie.
Jego żona, która była zatrudniona w hostelu jako sprzątaczka, spotkała przełożoną i poinformowała ją, że mąż jest na nią bardzo zły. Potem odebrała telefon od córki i przekazała kierowniczce informację, że mężczyzna jedzie, by ją zabić. Kobieta zawiadomiła policję i pogotowie. Służby ratunkowe przybyły na miejsce przed Polakiem. Na wezwanie Gardy mężczyzna dobrowolnie opuścił hostel.
Podczas składania zeznań Polka tłumaczyła, że nastąpiło nieporozumienie, ze względu na jej słaby angielski. Twierdziła, że nie miała na myśli, iż jej mąż faktycznie ma zamiar zaatakować kobietę.
W czasie rozprawy przed Workplace Relations Commission portier przekonywał, że nie powiedział, iż ma zamiar kogokolwiek zabić, a do hostelu pojechał, by porozmawiać z szefową. Jego zdaniem kobieta zareagowała przesadnie, wzywając służby.
Jak podkreślił urzędnik rozstrzygający z ramienia WRC, rzekoma groźba doprowadziła do "serii zdarzeń, które miały ogromny wpływ na portiera". Po incydencie Polak początkowo uczestniczył w spotkaniach z doradcą ds. kadrowych, jednak były one “trudne i frustrujące”. Ostatecznie 28 września mężczyzna otrzymał e-mail, z którego wynikało, że jego odmowa uczestnictwa w spotkaniach została potraktowana jako rezygnacja z pracy.
Urzędnik WRC uznał, że obie strony miały swój udział w rozpadzie komunikacji oraz że nie było wyraźnych podstaw do zwolnienia. Komisja zarządziła przyznanie Polakowi 3,5 tys. euro odszkodowania.