Polak przemycał ludzi na Wyspy i do USA. Grozi mu 10 lat więzienia
Rozpracowywaniem szajki przemytniczej działającej na wiedeńskim lotnisku austriaccy śledczy zajmowali się od lutego. Dzisiaj rzecznik prokuratury Friedrich Koehl, poinformował, że już na przełomie lutego i marca aresztowano w tej sprawie dwóch mężczyzn - obywatela Polski i Sri Lanki.
Pozostali podejrzani będą odpowiadać z wolnej stopy. W sumie, jak twierdzi prokuratura, w proceder jest zamieszanych sześciu pracowników firm ochroniarskich odpowiedzialnych za kontrolę bezpieczeństwa na lotnisku. Według agencji APA, za przywódców szajki uważa się pochodzącego ze Sri Lanki 30-letniego Tharindu J., jego brata bliźniaka oraz obywatela Polski. Łącznie policja prowadzi dochodzenie w sprawie 13 podejrzanych.
Jak działali przemytnicy? Najpierw kupowali bilety lotnicze na nazwiska znajomych. W dniu odlotu osoby te przechodziły odprawę i wymagane kontrole bezpieczeństwa, po czym były "podmieniane" na czekających na terenie lotniska uchodźców. Po zapłaceniu za taką przysługę 7-9 tys. euro uchodźcy odlatywali do Stanów Zjednoczonych lub Wielkiej Brytanii. Według rzecznika prokuratury, podejrzani w okresie od jesieni 2014 r. do lutego 2015 r. zorganizowali co najmniej 10 takich wypraw. Nie wiadomo, jak wiele osób udało im się przemycić.
Austriackie służby wszczęły dochodzenie, gdy jeden z uchodźców nielegalnie podróżujących do USA został zawrócony do Austrii, a osoba, którą przemytnicy poprosili o zakupienie biletu, zgłosiła się na policję. Za przemyt ludzi grozi w Austrii do 10 lat więzienia.