Zabito dwóch podejrzanych o atak na "Charlie Hebdo"
Szturm w miejscowości przemysłowej Dammartin-en-Goele, w regionie Ile-de-France, rozpoczął się tuż przed godz. 17:00 lokalnego czasu, prawie równocześnie z innym atakiem policji na sklep koszerny we francuskiej stolicy.
Elitarne oddziały żandarmerii GIGN zabiły braci Saida i Cherifa Kouachi, którzy wyszli z otoczonego budynku, w którym przetrzymywali zakładnika, i zaczęli strzelać do sił bezpieczeństwa. Podczas operacji ranny został jeden z członków sił bezpieczeństwa - dowiedziała się agencja AFP.
Zakładnik został uwolniony; nic mu się nie stało. Stacje telewizyjne pokazywały zdjęcia silnych eksplozji i białego dymu, unoszącego się znad budynku.
Wcześniej jeden z lokalnych deputowanych, cytowany przez media, powiedział, że bracia algierskiego pochodzenia przez telefon przekazali policyjnym negocjatorom, iż chcą umrzeć jako męczennicy.
Dzisiejsza operacja kończy trwające trzy dni poszukiwania 32-letniego Cherifa i 34-letniego Saida, którzy w środę dokonali masakry w redakcji tygodnika "Charlie Hebdo". W jej wyniku zginęło 12 osób, w tym znani rysownicy i dwaj policjanci.
Niewielkie, liczące ok. 8 tys. mieszkańców Dammartin-en-Goele, było dzisiaj wymarłym miastem - pisze AFP. Nie działały szkoły, pozamykano sklepy i zablokowano drogi. Władze zaapelowały do mieszkańców, by zostali w domach.
Dammartin-en-Goele znajduje się ok. 40 km od zalesionego obszaru, w którym służby poszukiwały wczoraj domniemanych zamachowców.
Bracia Kouachi od kilku lat znajdowali się na amerykańskiej czarnej liście terrorystów. Said w 2011 roku został przeszkolony z korzystania z broni w Jemenie. Według wielu lokalnych źródeł uczęszczał na fundamentalistyczny uniwersytet w Jemenie, a następnie walczył z szyickimi bojówkami w tym kraju.
Bracia znajdowali się na liście osób, które mają zakaz latania do oraz z USA. Według kierowcy, któremu mężczyźni w środę w Paryżu ukradli samochód, bracia twierdzili, że są powiązani z Al-Kaidą w Jemenie.