Polka, której zabroniono mówić po polsku, otrzyma 7 tys. funtów
8
O tym, że nikt nie może zabronić nam posługiwania się mową ojczystą, świadczy przypadek zamieszkałej w Londynie Barbary Jurgi. Kobieta pozwała swego pracodawcę za taki zakaz i otrzyma odszkodowanie w wysokości 7 tys. funtów.
Reklama
Reklama
Pochodząca z Poznania 56-latka przyjechała do Wielkiej Brytanii w 1991 roku, a w 2009 roku zaczęła pracę jako nauczycielka w jednym z przedszkoli w północnym Londynie. Coraz więcej jej podopiecznych pochodziło z Polski, dlatego ich rodzice prosili panią Barbarę o pomoc przedszkolakom w nauce języka angielskiego i okazyjne zwracanie się do dzieci w mowie ojczystej.
Przełożona Polki, Lisa Howes, nazwała jednak polski "jednym z tych dziwacznych języków" i zabroniła posługiwania się nim zarówno podczas godzin pracy, jak i w czasie przerw. Barbara Jurga na próżno skarżyła się na takie traktowanie właścicielom przedszkola i w maju 2012 postanowiła odejść z pracy, zapowiadając, że wniesie skargę przeciwko placówce.
Pomimo zastraszających listów, jakie otrzymywała od tego czasu od swoich byłych pracodawców, nie dała za wygraną i złożyła pozew do trybunału w Watford.
Sprawa zakończyła się na korzyść pani Barbary, która ma otrzymać 7 tys. funtów odszkodowania od władz przedszkola. Uznano bowiem, że dopuściły się one dyskryminacji rasowej i wiktymizacji.
Jak donosi "Evening Standard", Polka pracuje obecnie w innym przedszkolu i twierdzi, że "w końcu sprawiedliwości stało się zadość".
Przełożona Polki, Lisa Howes, nazwała jednak polski "jednym z tych dziwacznych języków" i zabroniła posługiwania się nim zarówno podczas godzin pracy, jak i w czasie przerw. Barbara Jurga na próżno skarżyła się na takie traktowanie właścicielom przedszkola i w maju 2012 postanowiła odejść z pracy, zapowiadając, że wniesie skargę przeciwko placówce.
Pomimo zastraszających listów, jakie otrzymywała od tego czasu od swoich byłych pracodawców, nie dała za wygraną i złożyła pozew do trybunału w Watford.
Sprawa zakończyła się na korzyść pani Barbary, która ma otrzymać 7 tys. funtów odszkodowania od władz przedszkola. Uznano bowiem, że dopuściły się one dyskryminacji rasowej i wiktymizacji.
Jak donosi "Evening Standard", Polka pracuje obecnie w innym przedszkolu i twierdzi, że "w końcu sprawiedliwości stało się zadość".
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama