Pilot helikoptera z Bryantem na pokładzie "chciał ominąć chmury"
Na miejscu tragedii w Calabasas pracuje zespół śledczych Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu. Należąca do niego Jennifer Homendy przekazała dziennikarzom kilka danych dotyczących wypadku. Zaznaczyła, że części helikoptera są porozrzucane w dużej odległości od siebie.
"Kawałek ogona znajduje się u stóp wzgórza, a kadłub po drugiej jego stronie. Ok. 100 m dalej jest wirnik" - relacjonowała.
W mediach niektórzy eksperci sugerowali, że przyczyną wypadku mogła być gęsta mgła. Warunki były na tyle trudne, że śmigłowce policji i szeryfa hrabstwa wtedy w ogóle nie wylatywały.
"Sprawdzimy wszystko - od historii pilota po silniki. Patrzymy na człowieka, maszynę i przyrodę. Pogoda to tylko niewielka część tego" - zaznaczyła Homendy.
Pilot poprosił o specjalne zezwolenie na lot w gęstej mgle i je otrzymał. Zwrócił się też do kontrolerów ruchu o śledzenie jego lotu. Wówczas uzyskał od nich odpowiedź, że jego śmigłowiec jest na zbyt niskiej wysokości, by mogli mu w tym pomóc.
"Cztery minuty później pilot przekazał im, że zwiększa wysokość, by ominąć warstwę chmur. Kiedy zapytano go, co planuje potem zrobić, nie uzyskano już odpowiedzi. Dane radaru wskazują, że wspiął się na wysokość 701 m, a następnie zaczął skręcać w lewo. Ostatni kontakt radiowy miał miejsce ok. godz. 9:45 czasu miejscowego" - podała śledcza.
Jak dodała, dwie minuty później ktoś znajdujący się na ziemi zadzwonił pod numer 911, zgłaszając wypadek. Poinformowała też, że wrak znaleziono na wysokości 331 m.
Łącznie zginęło dziewięć osób. Na pokładzie, poza 41-letnim Bryantem, znajdowała się m.in. jego 13-letnia córka Gianna.
Czytaj więcej:
Kobe Bryant nie żyje. Zginął w katastrofie helikoptera
Liga francuska: Wygrana PSG, Neymar zadedykował gola Bryantowi
Liga NBA: Mavericks uczcili pamięć Bryanta zastrzegając numer 24 na koszulce