"Financial Times": Duża rosyjska ofensywa na Ukrainie może nastąpić w ciągu 10 dni
Jak donosi "FT", oczekuje się, że atak nastąpi około roku po tym, jak Władimir Putin rozpoczął pełnowymiarową inwazję 24 lutego i zanim na Ukrainę dotrą nowoczesne zachodnie czołgi i inna broń, którą niedawno obiecano.
Minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow ostrzegł w Kijowie, że atak może nastąpić koło rocznicy, ponieważ "Rosjanie lubią symbolikę". Dodał, że chociaż zachodnie czołgi i inny nowoczesny sprzęt nie dotrą do tego czasu, to kraj "zgromadził zasoby i rezerwy, które możemy rozmieścić i którymi możemy go odeprzeć".
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w nocnym przemówieniu stwierdził, że Ukraina wchodzi w "czas, w którym okupant rzuca coraz więcej swoich sił, by złamać naszą obronę". Przedstawiciel ukraińskiego wywiadu wojskowego (HUR) Andrij Czerniak w ubiegłym tygodniu na łamach "Kyiv Post" informował, że Putin nakazał swoim siłom zbrojnym "zajęcie całego obwodu donieckiego i ługańskiego do marca".
"FT" przypomina, że podobne zapowiedzi rosyjskiej ofensywy pojawiły się przed obchodzonym w Rosji 9 maja Dniem Zwycięstwa, ale nigdy się nie zmaterializowały. Tym razem jednak ukraińscy urzędnicy zaobserwowali znaczne nagromadzenie sił rosyjskich na wschodzie i południowym wschodzie kraju.
Analitycy uważają, że prawdopodobnym punktem nowego rosyjskiego ataku jest zachodnia część obwodu ługańskiego w pobliżu Kreminnej, a także Łyman w obwodzie donieckim - miasto odzyskane przez ukraińskie oddziały w kontrofensywie jesienią ubiegłego roku.
Lokalni urzędnicy i zachodni analitycy twierdzą, że Rosja od tygodni gromadzi tam wojska. Robi to również na południu obwodu donieckiego, a - według wypędzonego lokalnego ukraińskiego urzędnika - dodatkowe siły są rozmieszczane w wioskach wokół okupowanego Mariupola.
Czytaj więcej:
Media: USA i NATO "rozluźniają kajdany" w sprawie odzyskania Krymu
Putin planuje nową ofensywę? "Może się zacząć w lutym lub w marcu"
Rosja utrzymuje możliwość nowej "częściowej mobilizacji"
Rosyjscy hakerzy atakują polskich internautów. Ofiary nie są przypadkowe