"Dramatyczne" wybory na Białorusi. Opozycja nie uznaje zwycięstwa Łukaszenki
W relacji z Mińska dziennik ocenia, że "wybory odbyły się zgodnie z najlepszymi białoruskimi tradycjami" i zaznacza, że napięta atmosfera i konfrontacja między władzą i opozycją odczuwalna była jeszcze przed dniem głosowania.
Niezależna "Nowaja Gazieta" w komentarzu opublikowanym przed wyborami ocenia, że na Białorusi "postsowiecki autorytaryzm zetknął się z największym wyzwaniem w ostatnich latach", bowiem Łukaszenka "stracił miłość ludu". Gazeta prognozuje, że choć komisje wyborcze lojalne wobec prezydenta ogłoszą jego wygraną, to "Białorusini nie zaakceptują tego zwycięstwa".
Odpowiedzialność za ewentualne ofiary spoczywać będzie na Łukaszence - wskazuje "Nowaja Gazieta", dodając, że "ci, którzy chcą rządzić wiecznie i nie chcą odejść w odpowiednim czasie często pozostawiają po sobie w historii ślady krwi".
Prezydent Alaksandr Łukaszenka oficjalnie wygrywa, ale "najtrudniejsze jest przed nim" - ocenia dziennik "Wiedomosti". Politolog Andriej Skriba z moskiewskiej Wyższej Szkoły Gospodarki (WSzE) wskazuje, że wybory podzieliły społeczeństwo białoruskie i po ogłoszeniu, że Łukaszenka je wygrał, brak zaufania do niego jeszcze wzrośnie. Zarówno Rosja, jak i Zachód będą teraz czekać na dalszy rozwój wydarzeń - prognozuje ekspert.
Tymczasem kandydatka na prezydenta Białorusi Swiatłana Cichanouska oznajmiła dzisiaj, że uważa się za zwyciężczynię niedzielnych wyborów prezydenckich na Białorusi wbrew oficjalnym wynikom podanym przez CKW. "Oczywiście" – oświadczyła Cichanouska, zapytana na konferencji prasowej, czy uważa się za zwyciężczynię wyborów.
Cichanouska poinformowała, że nie uznaje wyników wyborów podanych przez CKW. "Oczywiście nie uznajemy. Uzyskane przez nas dane nie są zgodne z tymi, które ogłoszono" – podkreśliła.
Wyraziła też opinię, że kroki podjęte przez władze przy rozpędzaniu demonstracji powyborczej były nieproporcjonalne.
"Opowiadamy się za pokojowymi przemianami. Kroki, które podjęły władze, były nieproporcjonalne. Ludzie zostali w lokalach wyborczych, żeby ochronić swoje głosy. My ze swojej strony zrobimy wszystko, żeby to się więcej nie powtórzyło" - oświadczyła Cichanouska.
W nocy z niedzieli na poniedziałek doszło do starć z milicją w Mińsku, Witebsku, Grodnie i innych miastach Białorusi. Protesty wybuchły po ogłoszeniu oficjalnego sondażu exit poll, według którego w wyborach zwyciężył urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka. Obrońcy praw człowieka z centrum Wiasna poinformowali, że w starciach z milicją zginęła co najmniej jedna osoba. Zaprzeczyła temu rzeczniczka białoruskiego MSW w rozmowie z rosyjską agencją TASS. "Ofiar śmiertelnych nie ma" – oświadczyła rzeczniczka Wolha Czemadanawa.
Cichanouska dodała, że nie zamierza opuszczać Białorusi. „Nie widzę powodu, dla którego należałoby mnie aresztować, i nie zamierzam wyjeżdżać z Białorusi" – oznajmiła.
Według oficjalnych wyników podanych przez CKW dzisiaj rano, Łukaszenka zdobył 80,23 proc. głosów, zaś Cichanouska 9,9 proc. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wezwała władze Białorusi do zapewnienia dokładnego zliczenia i opublikowania głosów w wyborach.
"W Europie nie ma miejsca na prześladowanie i brutalne represje wobec pokojowych demonstrantów. Podstawowe prawa na Białorusi muszą być szanowane. Wzywam władze Białorusi do zapewnienia dokładnego zliczenia i opublikowania głosów we wczorajszych wyborach" - napisała Von der Leyen na Twitterze.
Czytaj więcej:
Zamieszki na Białorusi: Zginęła co najmniej jedna osoba, wielu rannych