Polskie Malediwy i inne mikrowyprawy z Krakowa. Odkryjmy Małopolskę!

Swoją najnowszą książkę "Wyprawy niedalekie. Kraków i okolice" rozpocząłeś od wycieczki do Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Czy to miejsce jest ci z jakiegoś powodu szczególnie bliskie?
Paweł Gaik: - Ogród Botaniczny Uniwersytetu Jagiellońskiego to dla mnie jeden z przykładów niezwykłych miejsc w Krakowie, które regularnie mijamy na co dzień, zapominając o nich lub po prostu ich nie zauważając. Obok ważnego krakowskiego węzła komunikacyjnego – Ronda Mogilskiego, które każdego dnia przemierza w drodze do pracy czy szkoły, tysiące osób - znajduje się zielona oaza, która od ponad 240 lat zachwyca różnorodnością roślin z całego świata.
W najstarszym ogrodzie botanicznym w Polsce nie tylko zobaczymy ponad dwustuletnie drzewa, w tym potężny Dąb Jagielloński, zachwycimy się kwitnącymi wiosną kwiatami, różnokolorowymi azaliami, skromnymi konwaliami i niezapominajkami czy otulającymi ogrodowe alejki delikatnym zapachem magnoliami, ale też przeniesiemy się w tropiki.
Domyślam się, że masz na myśli szklarnie.
- Dokładnie. Wspaniałe miejsca, jeśli chcemy poczuć inny świat. Dosłownie, bo w szklarniach wilgotność, temperatura, zapachy przenoszą nas w odległe od kraju regiony geograficzne.
Warto znaleźć w nich roślinne ciekawostki, na przykład drzewo kalebasowe, którego duże, zielono-fioletowe kwiaty kwitną bezpośrednio na pniu, a z jego owalnych owoców o twardej drewnianej skorupie, wytwarza się po opróżnieniu i wysuszeniu naczynia. Warto wypatrzeć sagowce, które choć wyglądem przypominają palmy, to są nagonasienne, a ich najbliższymi krewnymi są sosny czy świerki.

Większość osób kojarzy Kraków z Rynkiem Głównym, Kościołem Mariackim, Sukiennicami czy Wawelem. Tych miejsc nie znajdziemy w twojej książce, zamiast tego pokazujesz Kraków i okolice "poza głównym szlakiem". Dlaczego?
- Mam wrażenie, że udało mi się napisać o mniej znanych, a wartych odwiedzenia zakątkach Małopolski, jednego z mniejszych województw, ale pod względem liczby atrakcji turystycznych, nie ustępującego, a nawet przewyższającego inne. Zależało mi, żeby cele podróży mieściły się w ramach jednodniowej wycieczki z Krakowa. Takiej, w której odpada to, czego sam w wycieczkach nie lubię: pochłaniającego czas planowania, szukania noclegów, wczesnego wstawania, dużych wydatków.
Chciałem, żeby każda z tych niedalekich wypraw była jak łyk świeżego powietrza, spontaniczna, bez ciężaru przygotowań, ale pełna wrażeń. Myślałem o takim sposobie podróżowania, który przypomina dziecięce wyprawy w nieznane, te z czasów, kiedy wystarczyło mi wyjść za dom u babci na wsi, by odkrywać świat.
Co dla ciebie osobiście było największym odkryciem w Małopolsce?
- Zaskoczyła mnie ilość intrygujących turystycznie lokalizacji na trasie z Krakowa do Zakopanego, znajdujących się przy lub w niedalekiej odległości od sławnej Zakopianki, która najmocniej kojarzy się z korkami. Przez długi czas jechałem w ukochane Tatry, nie oglądając się na to co po drodze, a naprawdę warto.
Przy Zakopiance można dobrze zjeść w schronisku na Kudłaczach, wyjątkową zupę krem z czosnku niedźwiedziego i zielonego groszku, a po posiłku zdobyć Lubomira i odwiedzić obserwatorium astronomiczne, odwiedzić Beskid Makowski i ruszyć na relaksujący szlak na Koskową Górę, zobaczyć rezerwat Bór na Czerwonem chroniący torfowiska wysokie w Nowym Targu, zachwycić się skansenem kolejowym w Chabówce, ruszyć do Rabki Zdrój, a z niej powędrować do Bacówki na Maciejowej serwującej przepyszne racuchy z jagodami, dodatkowo widokami zachwyci Przełom Białki, a na górskie szlaki zaprasza też pasmo Gorców.
Czy podobnie zaintrygowała cię Nowa Huta, w książce poświęcasz tej dzielnicy sporo miejsca? Uważasz, że jest przez mieszkańców i turystów niedoceniona?
- Kiedy jestem na wycieczce w nowym mieście lubię wyszukiwać ciekawe miejsca na świeżym powietrzu i jednocześnie takie, które są przede wszystkim dla mieszkańców, gdzie mam szansę poczuć lokalność. Okazuje się, że w Krakowie taka jest Nowa Huta. Miasto w mieście, kojarzone przede wszystkim z socrealistyczną architekturą i przemysłem, skrywa urokliwe zielone zakątki jak Łąki Nowohuckie, Przylasek Rusiecki i Zalew Zesławicki.

Między osiedlami Nowej Huty odkryjemy też historię: Dworek Jana Matejki na terenie dawnej wsi Krzesławice, założone ponad 800 lat temu Opactwo Cystersów w Mogile oraz Fort Batowice, część systemu fortyfikacji zbudowanego przez Austriaków w XIX wieku, kiedy Kraków znajdował się pod zaborem austriackim.
Czy twoje top 3 trasy, które poleciłbyś osobom, które chciałyby zobaczyć trochę inny Kraków niż z turystycznych przewodników byłyby właśnie w Nowej Hucie?
- Nie wszystkie, ale zacznę od wcześniej wspomnianego Przylasku Rusieckiego, zwanego "krakowskimi Mazurami". To kompleks 14 stawów położonych na wschodnich obrzeżach miasta, do którego od niedawna można wygodnie dojechać koleją. Gwiazdą jest staw numer jeden, doskonały przykład, że nie trzeba wyjeżdżać daleko, by poczuć się jak na wakacjach. Powstała przy nim strzeżona plaża oraz pomosty, które wiją się przez gęste szuwary trzcinowe. Ich łączna długość to niemal kilometr, co robi wrażenie na spacerowiczach. Można tu wypożyczyć rowery wodne, kajaki, deski SUP, uprawiać wakeboard, na wodzie jest dmuchany tor przeszkód dla dzieci.
Warto też ruszyć poza Nową Hutę?
- Mam sentyment do Doliny Prądnika, okolicy, której nawet większość krakowian może nie znać. Lubię spokój tego miejsca, to idealne miejsce na godzinny spacer zachwycającą wąską ścieżką, która prowadzi wzdłuż rzeki przecinanej zwalonymi drzewami. Dolina Prądnika jest użytkiem ekologicznym, występuje tu 19 gatunków ssaków i 51 gatunków ptaków, z pliszką górską na czele, która nigdzie indziej w Krakowie nie spotkamy.
Ciekawą wycieczką z mojego przewodnika jest również szlak przez Las Wolski. Na tej trasie na turystę czekają trzy ciekawe punkty – skalny rezerwat Panieńskie Skały, najwyższy punkt Krakowa, czyli kopiec Piłsudskiego na wzgórzu Sowiniec oraz klasztor Kamedułów na Bielanach.
Gdzie znajdziemy polskie Malediwy i czy rzeczywiście warto je zobaczyć?
- Na Malediwy, w tym przypadku ruszamy na Śląsk. To jeden z dwóch kierunków w moim przewodniku prowadzący poza Małopolskę, drugi to Słowacja i Tatry po stronie naszych sąsiadów. Polskie Malediwy, czyli Arboretum Park Gródek, znajdziemy w Chrzanowie, mieście, które było częścią nieco już zapomnianego regionu przemysłowego, Zagłębia Krakowskiego. To świetny przykład udanej rewitalizacji poprzemysłowych terenów, niejedyny zresztą w książce i zdecydowanie warto go zobaczyć. Może tylko nie w szczycie letniego sezonu, co pozwoli uniknąć tłumu.

I co ciekawego tam na nas czeka?
- Park Gródek to dawne wyrobiska po eksploatacji dolomitu w Cementowni Szczakowa, działającej od około 1880 roku aż po lata transformacji ustrojowej. Atrakcją są dwa zbiorniki wodne, Orka i Wydra, zachwycające swoją turkusową barwą i otoczone potężnymi skalnymi ścianami. Pierwszy z nich kryje skarby dla fanów podwodnego świata, między innymi dwie zatopione koparki. Wiąże się z nim ciekawa historia. Niezapłacone rachunki przez kamieniołom doprowadziły w 1997 roku do odcięcia prądu przez zakład energetyczny.
Ponieważ pompy odprowadzające wodę z obiektu przestały działać przed weekendem, w ciągu dwóch dni zostało zalane nie tylko wyrobisko leżące poniżej poziomu wód gruntowych, lecz także sprzęt pracujący na dole. Frajdą dla spacerowiczów będzie wijąca się nad zbiornikiem Wydra drewniana kładka. Wygląda niczym wytyczony szlak, czasem unosi się ponad taflą wody, a przy wyższym jej poziomie częściowo zanurza się i pozwala na spacer z muśnięciem stóp przez wodę.
Jesteś fanem wycieczek na świeżym powietrzu i w góry; w książce polecasz sporo interesujących szlaków, także na wspomnianej Słowacji, do której z Krakowa jest całkiem blisko. Jaką trasę polecasz początkującym?
- Na Słowacji na pewno warto zobaczyć Jaskinię Bielską, oferującą ponad kilometr podziemnej wędrówki i możliwość podziwiania niezwykłych form skalnych. A szlak dla początkujących? Na pewno wyjście na Hrebienok, który przez popularność i możliwość dojazdu kolejką szynową można porównać do naszej Gubałówki. Różnice też są – zdecydowanie mniej komercji, więcej natury i spokoju. W jego okolicy frajdą dla każdego będzie półtorakilometrowa wędrówka wzdłuż Wodospadów Zimnej Wody.
Ta okolica od ponad 100 lat przyciąga turystów. Popularna była wśród kuracjuszy z pobliskiego, pełnego starych willi Starego Smokovca, którzy wybierali to miejsce na regenerację. Z myślą o nich w 1863 roku powstała Rainerova Chata, najstarsze zachowane schronisko w Tatrach. Dziś działa tu bufet i muzeum tatrzańskich nosiczy, słowackich tragarzy górskich.

Jeśli jesteśmy przy górach, to w jednym miejscu polecasz aż dwie wycieczki.
- Mówimy o Jaworkach, niewielkiej wsi niedaleko Szczawnicy, dawniej zamieszkiwanej przez Rusinów. Idealnej bazie wypadowej w Małe Pieniny i Beskid Sądecki z jego najwyższym szczytem, Radziejową. Absolutnie zachwycają mnie w tej okolicy widoki. To według mnie najpiękniejsze miejsce w polskich górach poza Tatrami. Kiedy pierwszy raz wędrowałem na najwyższy szczyt Pienin, wcale nie popularne Trzy Korony, ale Wysokie Skałki, poczułem się jak w tolkienowskim Hobbitonie otoczył mnie sielankowy wiejski pejzaż pełen łagodnych kopulastych gór, zielonych łąk, dawnych pól uprawnych Rusinów i lasów.
Warto w tej okolicy odwiedzić Wąwóz Homole, Rezerwat Biała Woda, z którego niedaleko na zachwycającą panoramą Przełęcz Rozdziela. Można też przenocować w wyjątkowym schronisku Pod Durbaszką, którego budynek był niegdyś wzorcową bacówką. Władza ludowa na przełomie lat 40. i 50. XX wieku postawiła cztery takie obiekty w Małych Pieninach, aby rozwinąć pasterstwo na wielką skalę. Przetrwał do dziś tylko ten.
Dlaczego w twojej książce nie znajdziemy Wadowic, twojego rodzinnego miasta, które rozsławił Jan Paweł II?
- Od zawsze wolałem outdoor od cywilizacji, więc zamiast Wadowic w przewodniku znalazł się szczególnie mi bliski szczyt, najwyższy w pobliżu mojego rodzinnego miasta, czyli Leskowiec. Taka góra dla każdego, niewymagająca, ale oferująca przyjemną wędrówkę, po której można odpocząć w schronisku i nacieszyć się widokami z rozległej polany szczytowej na Babią Górę, a przy dobrej pogodzie Tatry.
Kiedyś Leskowiec nazywano Hrabskimi Butami, a dlaczego, możemy przekonać się dzięki leżącym obok schroniska dwóm kamiennym płytom z odciśniętymi śladami stóp. Upamiętniają zdobycie szczytu przez hrabiego Adama Potockiego, hrabiankę Marię Wielopolską oraz barona Romana Taube. Płyty zniknęły ze szczytu, prawdopodobnie strącone przez pasterzy, a odnaleziono je dopiero na początku XXI wieku.
Ale nie są samą naturą turysta żyje. Atrakcją Małopolski to też zamki. Który zachwycił Cię szczególnie?
- Drugi co do wielkości po Wawelu w Małopolsce, czyli zamek w Wiśniczu. Imponuje symetryczną, czteroskrzydłową bryłą z dziedzińcem pośrodku i czterema wieżami. Lubię też historie z nim związane, te prawdziwe – tutaj spisano pierwszą zachowaną polską książkę kucharską "Compendium ferculorum, albo zebranie potraw". Jej autorem był Stanisław Czerniecki, kuchmistrz wojewody krakowskiego Aleksandra Michała Lubomirskiego. Czerniecki wprowadził na szlacheckie stoły coś, wtedy egzotycznego: "tertofelle". Nie chodziło jednak o rzadki owoc ani wykwintne mięso, lecz ziemniaki, które w tamtych czasach były nowością. Dań inspirowanych przepisami z książki kuchmistrza spróbujemy w znajdującej się na zamku restauracji Figatella.

Z zamkiem Wiśniczu wiąże się też moja ulubiona legenda. Częstym gościem bywała tutaj królowa Bona. Podobno podczas jednej z uczt postanowiła przejechać się na osiołku po wąskim gzymsie jednej z zamkowych wież. Z sukcesem. Według opowieści, Bona wykorzystywała ten sam gzyms, by pozbywać się politycznych przeciwników – rzucała im wyzwanie, by przejechali konno po krawędzi wieży.
Jednak konie w przeciwieństwie do osłów bały się wysokości, co dla śmiałków kończyło się tragicznie.
Prowadzisz konto na Instagramie Zyciepopracy. Czy dziś dla ciebie podróże są odpoczynkiem po pracy czy już stały się pracą?
- Na szczęście wciąż pozostają przede wszystkim odpoczynkiem i przyjemnością. Lubię łapać kadry, odkrywać historie miejsc, które odwiedzam i dzielić się tym z innymi. Instagram sprawdza się w tym idealnie. Korzenie mojej podróżniczej pasji to na pewno wyjazdy nad morze z rodzicami za dzieciaka. Pamiętam, że już wtedy szukałem, gdzie można pójść i co zobaczyć. Jakiś taki naturalny zew nowego i ciekawego.
Później już jako nastolatek, zbuntowałem się przeciwko wakacjom nad morzem i prosiłem o nowość, czyli Tatry. Skończyło się na tym, że przez pięć lat ruszaliśmy rodzinnie do Zakopanego, który był naszą bazą wypadową w góry, do których zawsze miałem sentyment przez bliskość Beskidu Małego, moich rodzinnych Wadowic. To wracanie do miejsc, które mnie zachwyciły zostało mi do dziś. Jeśli Europa, to głównie Włochy, które odwiedziłem ponad dwadzieścia razy, w tym Neapol pięć razy, jeśli Azja, to pięć razy w Indiach. Podobnie mam z wycieczkami z przewodnika „Wyprawy niedalekie. Kraków i okolice", w większości miejsc byłem wiele razy i wciąż lubię do nich wracać.
Paweł Gaik – podróżnik, twórca profilu Zyciepopracy na Instagramie, autor przewodnika "Wyprawy niedalekie. Kraków i okolice" oraz współautor książki "Odetchnij od miasta. Góry". Absolwent socjologii UJ, przez wiele lat szef działu muzycznego Onetu.