"Uciekłam z Polski, bo jestem lesbijką"
Brytyjski portal Birmingham Live przypomina, że osoby LGBT w Polsce nie tylko na co dzień muszą mierzyć się z nienawiścią, ale również nie mają możliwości zakładania rodzin.
Polka, która w obawie o swoją rodzinę w kraju nie czuje sie na tyle komfortowo, aby opublikować swoje imię i nazwisko wspomniała, jak wielką ulgę poczuła, gdy po przyjeździe do Birmingham była w stanie pocałować swoją żonę na ulicy. "To jak ucieczka z obozu koncentracyjnego" - opisuje swoje doświadczenie po przeprowadzce.
40-latka, która prywatnie jest nauczycielką angielskiego, uciekła do Wielkiej Brytanii dwa lata temu "ze względów bezpieczeństwa", a także po to, aby móc założyć rodzinę - poślubić swoją partnerkę i urodzić dziecko. Dziś mieszka w Edgbaston z żoną i córką, ale wciąż zmaga się z traumą. Kobieta twierdzi, że nienawiść w jej rodzinnym kraju wpłynęła na jej psychikę.
Decyzję o wyjeździe Polka podjęła po ostatnich wyborach do Sejmu. "Wiedziałam, że nie możemy tam zostać. Nad Wisłą ludzie łączą LGBT z pedofilią tylko dlatego, że akurat w języku polskim oba sformułowania mogą brzmieć podobnie. Chciałyśmy wziąć ślub i założyć rodzinę, ale nie było to możliwe. Spakowałam całe swoje życie do jednej walizki i po prostu wyszłyśmy" - wspomina.
Portal Birmingham Live poinformował, że Polka "wzięła ślub tak szybko, jak to możliwe, ponieważ nie mogła doczekać się, aby stanąć na ślubnym kobiercu".
"Niestety, wielu jej przyjaciół LGBT nie mogło sobie pozwolić na ucieczkę. W tym samym czasie rządzący poczynili działania, aby homoseksualni Polacy byli niewidoczni dla społeczeństwa i zepchnięci na margines. Z ust polityków padły porównania osób LGBT do ruchów komunistycznych z lat 80-tych XX wieku, a 30 miast zadeklarowało, że są strefami wolnymi od homoseksualistów" - przypominają brytyjskie media.
"Osoby LGBT w Polsce są niewidzialne, bo muszą się ukrywać. Jeśli nad Wisłę na urlop wyjeżdża para gejów, to radzę im udawać, że nie są parą. W przeciwnym razie będą zaatakowani" - zwraca uwagę Polka, dodając, że wielu Brytyjczyków nie ma świadomości, że w Polsce sytuacja osób homoseksualnych jest tak zła.
"Polski rząd zawsze obwiniał kogoś za niepowodzenia w kraju. Robił to samo podczas II wojny światowej, zrzucając winę za wszystko na Żydów. Później przerzucono się na muzułmanów, a po zamknięciu granic dla uchodźców przerzucono się na LGBT" - tłumaczy 40-latka zwracając uwagę, dlaczego celem rządzących w Polsce stały się mniejszości seksualne.
"Podczas wojny wrzucano osoby LGBT do komór gazowych razem z Żydami. Pod pewnymi względami czuję, że Polska do tego wraca" - ocenia Polka.
"Katoliccy księża w Polsce mówią ludziom wprost, że homoseksualiści nie powinni mieć prawa do życia. Czy dla rządu będzie to wystarczające uzasadnienie, aby nas zabijać?" - pyta kobieta na łamach Birmingham Live.
40-latka zwraca uwagę, że wśród rodaków nie brakuje osób, które "umniejszają skalę problemu". "Staram się ich nie słuchać, ponieważ nikt z nich tego nie przeżył na własnej skórze" - wskazuje.
"Niektórzy moi przyjaciele byli na paradzie równości w Białymstoku. Opowiadali, jak zostali bez powodu zaatakowani cegłami i butelkami. Władze nic z tym nie robią. Nie obchodzi ich to" - przekazała Polka, dodając, że urodzenie się z odmienną orientacją jest wystarczającym powodem, aby nawet stracić pracę.
"Jestem nauczycielką i gdybym została w Polsce, a inni dowiedzieliby się, że mam żonę, posadziliby kogoś w mojej klasie, aby mnie monitorować i zastraszać - zrobiliby wszystko, abym odeszła. Odczułam wielką ulgę przyjeżdżając do Wielkiej Brytanii - to tak, jakbym uciekła z obozu zagłady" - opisuje swoje doświadczenie.
Zapytana o pierwszy dzień po ucieczce Polka wspomina, że żona, która wyjechała jako pierwsza, wyszła powitać ją na lotnisku. "Byłam lekko przerażona, kiedy po zobaczeniu mnie podeszła i dała mi buziaka. Powiedziałam jej, żeby przestała, bo ktoś może nas skrzywdzić. Odparła: W porządku, tutaj nie jest jak w Polsce".
Polka czuje się teraz bezpiecznie bez względu na to, do której części Wielkiej Brytanii pojedzie. W ubiegłym roku po raz pierwszy odważyła się również uczestniczyć w paradzie równości w Birmingham. Wraz z żoną i córką udała się na Victoria Square, aby obejrzeć przemarsz. Jak wspomniała, "była ciepło powitana przez innych uczestników".
Córka kobiet, która została poczęta w prywatnej klinice in vitro, ma obecnie 5 miesięcy. Para szybko zdecydowała się na potomstwo, ponieważ zegar biologiczny nie działał na jej korzyść. W najbliższej przyszłości chcą jednak, aby ich córka miała rodzeństwo.
Polka zwraca uwagę, że wszyscy uznają obie kobiety za matki dziecka - to coś, na co nie mogłyby liczyć w Polsce.
"Nasze dziecko jest obecnie bezpaństwowcem. Urodziło się w Wielkiej Brytanii i chciałyśmy aplikować o polski paszport, ale w naszym kraju nikt nie akceptuje tego, że córka ma dwie matki" - wyjaśniła.
"Kiedy odwiedzamy Polskę, jestem nikim dla swojej żony. Gdyby trafiła do szpitala, nawet nie miałabym prawa jej odwiedzić, ponieważ nie uchodzę tam za jej rodzinę" - dodała.
"Nasze małżeństwo jest w Polsce nieważne, więc również nasza córka dla nich nie istnieje. Gdybyśmy nie wyjechały do Wielkiej Brytanii, nie miałybyśmy szansy na jej urodzenie. W Polsce musisz być w związku małżeńskim, jeśli chcesz skorzystać z in vitro. Nawet heteroseksualne kobiety bez partnerów nie mogą korzystać z in vitro" - wskazała Polka na łamach Birmingham Live.
Polska społeczność LGBT czuje się coraz bardziej sfrustrowana próbami jej stłumienia i zepchnięcia na margines społeczeństwa. Coraz więcej przedstawicieli mniejszości seksualnych decyduje się na tzw. "wyjście z szafy" i odważnie podnosi swój głos, licząc na to, że świat usłyszy wołanie o pomoc.
Polska jest krajem, w którym zjawisko homofobii występuje częściej niż w innych krajach Europy, a za główną przyczynę wymienia się niedostateczną edukację - część osób w Polsce jest np. przekonana, że orientacja jest kwestią wyboru, a ta odmienna od większości jest upośledzeniem. Inni z kolei seksualizują osoby homoseksualne, porównując orientację do "zachcianek seksualnych".
Sytuację utrudnia dodatkowo fakt, że nad Wisłą nie istnieją żadne prawa chroniące mniejszości seksualne. Co więcej, z ust rządzących polityków i wpływowych osób w państwie wielokrotnie można było usłyszeć takie tezy, jak "tęczowa zaraza" czy "sodomici i zboczeńcy". Sam Jarosław Kaczyński podkreślił w jednej z wypowiedzi, że gdyby mógł, "zakazałby wszystkich marszów równości".
Wydaje się, że swoje trzy grosze do rozkwitu homofobii dokłada również romans polskiej polityki z religią. Czasem ma on dość dosłowny charakter, jak miało to miejsce w przypadku posła Stanisława Pięty, który argumentował, że religia nie pozwala mu na zaakceptowanie ludzi o homoseksualnej orientacji. Ten sam "religijny" poseł utracił swoją wiarygodność, gdy okazało się, że ma kochankę i zdradza żonę.
Wielka Brytania stała się domem dla wielu homoseksualnych Polaków, którzy uciekli przed prześladowaniami nad Wisłą. Ich liczba nie jest znana, ale badacze z Oxford University zwrócili jakiś czas temu uwagę, że mówimy o bardzo dużym i stale rosnącym odsetku osób, który powinien zostać zmierzony.
Dzięki pytaniu o orientację seksualną w brytyjskim cenzusie wiemy jednak, że w sumie w Wielkiej Brytanii żyje obecnie ok. 3,6 mln osób LGBT. Również w brytyjskim parlamencie zasiada 55 homoseksualnych posłów, a wielu członków społeczności otrzymuje odpowiedzialne funkcje państwowe. Jedną z najbardziej znanych osób jest szefowa londyńskiej policji Cressida Dick.
Według organizacji ILGA Europe, Wielka Brytania jest obecnie 9. najbardziej przyjaznym osobom LGBT krajem w Europie. Pierwsze trzy miejsca zajęły Malta, Belgia i Luksemburg.
Polska zajęła w tym zestawieniu 39. pozycję i jest przedostatnim - po Łotwie - krajem Unii Europejskiej na liście.