Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Licytacja kłamców

Licytacja kłamców
Panowie byli raczej przewidywalni... (Fot. Getty Images)
Przyglądałem się debacie w telewizji między liderami Torysów i Partii Pracy na kanale ITV we wtorek wieczorem z rosnącym poczuciem zgrozy...
Reklama
Reklama

Z jednej strony pajacowaty oportunista, który prowadzi swój kraj do wyjścia z Europy z najgorszą z umów, jaką można sobie wyobrazić. Z drugiej strony lewacki dogmatyk, który nie chce przyznać się jak głosowałby w pryszłym wywołanym przez siebie referendum i z bardzo niejasnym stosunkiem do rosyjskiej agresji. Nie jestem jedyny w tym kraju, który woła “Każdy, tylko nie oni!”...

Na ostatnim spotkaniu w ramach promocji mojej najnowszej książki określałem Brexit jako wulkan, który wybuchł, gdy sfrustrowane zubożałe warstwy społeczeństwa brytyjskiego miały możność dzięki referendum Camerona wykrztusić z siebie tę lawę szowinistycznych uprzedzeń, która powoli rozlała się po wszystkich kątach Wielkiej Brytanii, trując i paraliżując wszelką działalność polityczną, gospodarczą i kulturalną. A Boris Johnson jest jak najbardziej wytworem ubocznym przemian obyczajowych spowodowanych przez tę lawę.

Johnson zaczął swoją karierę dziennikarską w “Daily Telegraph”, kpiąc z każdego nowego regulaminu wywodzącego się z Komisji Europejskiej jako okaz biurokratycznej głupoty. W końcu został zwolniony za podanie kłamliwych informacji. Gdy premier Cameron wywołał to niefortunne referendum, Johnson zastanawiał się czy opublikować artykuł za pozostaniem czy za wyjściem z Unii. W końcu wykalkulował, że rola eurosceptyka da mu najwięcej korzyści w jego drodze do uzyskania premierostwa i wybrał opcję wyjścia.

Jego kampania pro-Brexitowska w czasie referendum oparta była na niesprawdzonych faktach i wierutnych kłamstwach. Jak pamiętamy - zapowiadał, że wyjście z Unii uwolni £350 milionów tygodniowo na służbę zdrowia, wstrzyma przyjazd wielu milionów Turków i będzie łatwe do wynegocjowania z Europą bez ujemnych skutków dla gospodarki. Wszystko to borisowski bluff, brednie i bujanie. Najbardziej to było widoczne, kiedy okazało się, że niespodziewanie wygrał referendum. Wówczas premier Cameron zrezygnował, a Johnson i jego zaszokowani wspólnicy nie byli w stanie przewidzieć co będzie dalej. Odpowiedzialność zwalili na niefortunną Theresę May.

Potem Johnson służył w rządzie Theresy May jako najmniej udany minister spraw zagranicznych w na przestrzeni ostatnich lat. Wiecznie podkopywał jej negocjacje, rezygnując w końcu z jej rządu i głosując przeciw umowie wyjścia uzgodnionej z Unią. Faktycznie sparaliżował działalność jej rządu, a gdy podała się do dymisji, objął premierostwo przy użyciu napuszonej propagandy pełnej obietnic, że wynegocjuje nową umowę z Unią albo wyprowadzi kraj z Unii bez umowy. A to dokona, twierdził, najpóźniej 31 października. Zapewniał, że załatwi Brexit przed tym terminem “na życie i na śmierć”, bo inaczej “zdechnę w jakimś rowie”. Sprowokował tym sposobem parlament, który uchwalił tekst listu domagającego się przedłużenia terminu wyjścia. Wobec tego Johnson nie mógł dochować najważniejszej obietnicy, którą powtarzał dzień w dzień. W końcu minął termin 31 października, Wielka Brytania dalej była członkiem Unii, ale Johnson ani “nie zdechł w rowie”, ani nie zrezygnował honorowo.

Zawdzięczamy również Johnsonowi zahamowanie raportu parlamentarnej komisji ds. bezpieczeństwa na temat inwigilacji i naruszeń na internecie przez hakerów rosyjskich w czasie ostatnich wyborów.

Johnson głosi, że Partia Pracy chce wydać za jednym zamachem przeszło 1 trilion funtów na wielorakie cele socjalne i na infrastrukturę - mimo że Partia Pracy miała nieco skromniejszy, choć dalej ambitny, plan wydatków w swoim programie wyborczym, który ma wydać w czwartek. Zapowiada, że jego rząd będzie budował 20 (przedtem było 40) nowych szpitali, kiedy okazało się były konkretne plany rozszerzenia zaledwie 6 istniejących szpitali.

Tak jak magik wytrząsujący obiecanki z rękawa miał niesamowity talent zauroczenia swoich wyborców, po czym jego zapowiedzi ulegały zmniejszeniu w rozmiarze lub zmieniały zupełnie swój charakter. Johnson dotąd twierdzi, że na skutek jego nowej umowy z Unią towar z Północnej Irlandi będzie miał niekontrolowany dostęp do rynku zarówno brytyjskiego, jak i unijnego - i że nie będzie potrzeby zbudowania murów granicznych ani na granicy z Republiką Irlandzką, ani w portach Morza Irlandzkiego. Nieprawda. Przy kontroli celnej towarów pochodzących z Północnej Irlandii trzeba będzie udowodnić, że naprawdę pochodzą one z tego rejonu, a nie zostały importowane z innych miejsc. Natomiast przy eksporcie towaru eksportowanego do Północnej Irlandii trzeba będzie zaświadczyć na tych rzekomo nieistniejących granicach, że naprawdę trafi on do Północnej Irlandii, a nie będzie przeszmuglowany dalej. A więc kontrola graniczna będzie.

Twoja ocena:

Już zagłosowałeś!

Aktualna ocena: 5.14 / 24

Reklama
Reklama

Waluty


Kurs NBP z dnia 28.03.2024
GBP 5.0474 złEUR 4.3191 złUSD 4.0081 złCHF 4.4228 zł
Reklama

Sport


Reklama
Reklama