Francja: Szefowa skrajnej prawicy Marine Le Pen skazana przez sąd za defraudację

Oznacza to, że Le Pen, która trzykrotnie starała się o urząd prezydenta, nie będzie mogła kandydować w wyborach prezydenckich w 2027 roku, chyba że do tego czasu sąd wyższej instancji wyda korzystny dla niej wyrok. Postępowanie w sądach wyższej instancji trwa we Francji od kilku miesięcy do nawet kilku lat.
Przed ogłoszeniem decyzji sądu media francuskie były zgodne, że kilkuletni zakaz przekreśli szanse Le Pen na udział w wyborach w 2027 roku. Również po wyroku dziennik "Le Monde" uznał, że jest mało realne, by Le Pen mogła wygrać apelację przed wyborami.
Postępowania trwają średnio rok, więc teoretycznie jej kandydatura jest możliwa, ale mało prawdopodobna, biorąc pod uwagę bardzo szczegółowe uzasadnienie sądu pierwszej instancji - podkreśliła gazeta.
Podczas gdy kara pozbawienia wolności nie zostanie wykonana aż do wyczerpania drogi sądowej w sądach wyższej instancji, to zakaz ubiegania się o funkcje publiczne, w praktyce - zakaz udziału w wyborach prezydenckich czy parlamentarnych - egzekwowany jest natychmiast. Kara pozbawienia wolności może być wykonana w innej formie, np. nadzoru elektronicznego.
Sąd uznał Le Pen za winną sprzeniewierzenia funduszy publicznych w procesie dotyczącym fikcyjnego zatrudniania asystentów eurodeputowanych jej partii. Proces toczył się jesienią 2024 roku, a wyrok zapadł w poniedziałek po kilku miesiącach. Le Pen - jak wynikało z jej wypowiedzi - nie spodziewała się wyroku uniewinniającego; na jednej z rozpraw oceniła, że "nie udało się przekonać" sądu, że nie doszło do nadużyć.
Gdy prokurator zażądał w listopadzie 2024 r. pięcioletniego zakazu ubiegania się o funkcje publiczne, Le Pen oświadczyła, że oskarżyciel domaga się jej "śmierci politycznej". W ostatnich dniach partia polityczki zapewniała, że zachowuje spokój, oczekując na werdykt. Przed ogłoszeniem wymiaru kary dla niej Marine Le Pen opuściła salę posiedzeń i budynek sądu.
Przywódczyni skrajnej prawicy znalazła się w grupie ponad 20 polityków i działaczy jej partii, dawnego Frontu Narodowego (FN; obecnie - Zjednoczenia Narodowego, RN), oskarżonych o fikcyjne zatrudnianie asystentów deputowanych w Parlamencie Europejskim. Proces dotyczył praktyk z lat 2004-16. Na ławie oskarżonych zasiadali zarówno byli eurodeputowani, jak i ich byli asystenci.
Sąd uznał, że istniał system polegający na tym, że eurodeputowani FN zatrudniali na stanowiskach asystentów w PE osoby, które w rzeczywistości były funkcjonariuszami partyjnymi, a nie świadczyły pracy na rzecz europosłów, czego wymagają regulacje unijne. Sąd podkreślił zarazem, że nie doszło do osobistego wzbogacenia się.
Za sprzeniewierzenie środków publicznych skazanych zostało, prócz Le Pen, ośmioro byłych eurodeputowanych. Za ukrywanie nielegalnych środków wyroki skazujące usłyszało 12 byłych asystentów, w tym siostra Marine Le Pen - Yann, prywatnie matka innej polityczki należącej do rodziny Le Penów, Marion Marechal (niektóre kary to np. pół roku więzienia w zawieszeniu). O współudział w defraudacji oskarżeni zostali czterej działacze RN, którzy byli skarbnikami i specjalistami ds. księgowości. Jeden z nich został uniewinniony.
Marine Le Pen została skazana również na grzywnę w wys. 100 tys. euro, a Zjednoczenie Narodowe ma zapłacić grzywnę w wys. 2 mln euro (z czego 1 mln zostanie wyegzekwowany, a druga połowa pozostanie "w zawieszeniu").
Obecny szef RN Jordan Bardella oświadczył dzisiaj, że Le Pen została skazana niesprawiedliwie oraz że jest to "kaźń" francuskiej demokracji. Inny polityk skrajnej prawicy, szef partii Rekonkwista Eric Zemmour oznajmił, że "to nie sędziowie mogą decydować, na kogo głosują ludzie".
Eric Ciotti, polityk konserwatywnej prawicy, który jako pierwszy podjął w wyborach parlamentarnych współpracę z RN, nazwał wyrok "spiskiem sądowym" i zadał pytanie, czy "Francja jest jeszcze demokracją".
Czytaj więcej:
Francja: Lewica niespodziewanie wygrywa wybory, ale nie ma większości bezwzględnej
Francja: Parlament uchwalił wniosek o wotum nieufności dla rządu Michela Barniera