Cookie Consent by Privacy Policies Generator website
Menu

Tajemnice kombinezonów skoczków narciarskich

Tajemnice kombinezonów skoczków narciarskich
Adam Małysz podczas olimpiady zimowej w Vancouver w 2010 roku. (Fot. Getty Images)
'Kombinezon ma jak najmniej przeszkadzać. Im większy komfort ma w nim zawodnik, tym jest lepszy' - przyznał Tadeusz Szostak-Berda. Z uszytych przez jego firmę strojów korzystają polscy skoczkowie narciarscy, m.in. startujący w mistrzostwach świata Aleksander Zniszczoł.
Reklama
Reklama

Firma z Poronina szyjąca kombinezony, z których korzystali także m.in. Adam Małysz i Kamil Stoch, obchodzi w tym roku 15-lecie powstania. Na początku był zakład krawiecki, który zajmował się szyciem ubrań góralskich. W 2002 roku Szostak-Berda, który jednocześnie pełnił funkcję drugiego trenera kadry B skoczków, dowiedział się, że wykonane na zamówienie Polskiego Związku Narciarskiego i Szkoły Mistrzostwa Sportowego kombinezony wymagają sporych poprawek.

"Szyto je wtedy tylko w dwóch warsztatach - w Niemczech i w Szwajcarii. Okazało się, że wszystkie zrobione w tym niemieckim były za szerokie lub zbyt krótkie. Producent nie przyjął jednak reklamacji i utrzymywał, że zamawiający podali złe wymiary. Zrobił się duży problem. Spore pieniądze wydane, a kombinezonów dalej nie ma. Adam Celej, który wtedy był pierwszym trenerem kadry B, powiedział, żebym zrobił poprawki, a także spróbował sam uszyć taki strój" - wspominał Szostak-Berda.

Dla nieznanej w sportowej branży firmy zdobycie specjalistycznego materiału było sprawą właściwie niemożliwą.
"W zakupie ok. 10 metrów, z których miały powstać cztery sztuki, pomógł mi trenujący wtedy polską kadrę juniorów Heinz Kuttin, którego żona szyła kombinezony dla kilku skoczków austriackich" - dodał. Wykonane przez Szostaka-Berdę kombinezony wymagały wprawdzie drobnych poprawek, ale były dobre. "Heinz załatwił mi większą ilość materiału i uszyłem całą partię dla szkoły sportowej oraz kadry juniorów" - poinformował.

Gdy Kuttin rozpoczął pracę z kadrą A, juniorów przejął jego rodak Stefan Horngacher. "To właśnie Stefan na jednym z zebrań PZN zauważył, że skoro jest firma na miejscu, to nie ma sensu jeździć prawie 1200 km po kombinezony, a potem odsyłać je do poprawki. Przyznano mu rację i tak nawiązaliśmy ścisłą współpracę ze związkiem" - wspomniał Szostak-Berda.

W trakcie sezonu zawodnicy używali też strojów innych firm. "Po to, żeby sprawdzić, czy faktycznie jesteśmy tak dobrzy jak reszta świata. No i byliśmy. Tak mniej więcej do 2012 roku kadrowicze szyli tylko u nas. Skakali w nich m.in. na igrzyskach w Turynie i Vancouver. Przykładowo na igrzyska w Vancouver uszyłem 12 kombinezonów" - dodał.

Obecnie przepisy FIS dopuszczają grubość materiału od 4 do 6 mm. Określają też ściśle przepuszczalność i krój.
"Jakieś 11-12 lat temu w tej kwestii była pełna dowolność. Ja i moi koledzy po fachu tęsknimy za tymi czasami, gdy krawiec mógł sobie pozwolić na pewne eksperymenty, dzięki którym może i zyskiwało się na odległości" - zauważył Szostak-Berda. Przypomniał, że Adam Małysz w listopadzie 2010 roku podczas treningu w Lillehammer testując taki nowy kombinezon "przeskoczył" skocznię. "Przy lądowaniu skręcił wprawdzie nogę, ale najciekawsze było to, że sędzia, który wcześniej dopuścił jego strój, poprosił, żeby już więcej w nim nie występował" - poinformował. W czym tkwiła tajemnica?

"Na plecach była ukryta bardzo duża rezerwa, w której tworzył się tunel powietrzny. Część przednia kombinezonu natomiast robiła się podczas skoku bardzo płaska. Zawodnik mógł więc naprawdę odlecieć" - wyjaśnił.

Dziś kombinezon musi składac się z dziewięciu elementów. Do tego są obostrzenia co do kroju, czyli np. jakie mają być różnice pomiędzy tyłem a przodem. Szyjąc nie można też stosować żadnych środków chemicznych np. wspomagających opływowość. Kombinezonów nie powinno się prać, a nawet czyścić.

"To jest pięciowarstwowy laminat, którego warstwy są z sobą zespajane różnymi technologiami - płomieniowo czy klejem na zimno. Podczas prania może więc coś puścić" - zaznaczył właściciel Berdaxu. Dlatego zawodnicy unikają prania i czyszczenia, co sprawia, że najlepsi po wykonaniu 30-40 skoków muszą zostać zaopatrzeni w nowe kombinezony. Natomiast te zużyte trafiają do młodszych zawodników. Czołówka skoczków w nowym stroju wykonuje jedną, dwie próby przed startem w konkursie. 

Szycie kombinezonu rozpoczyna się od bardzo dokładnego pomiaru skoczka. "Mierzymy go w 23 miejscach. Wszystkie dane wprowadza się do komputera i robi w nim projekt. To trwa około trzech godzin. Potem specjalne urządzenie robi wykrój i rozpoczynamy szycie. To kolejne trzy-cztery godziny. W sumie kombinezon powstaje w jeden dzień i nie ma już przymiarek. Musi być od razu idealny" - podkreślił.

Wypite płyny czy też spożyte pokarmy mogą jednak spowodować, że skoczkowi przybędzie lub ubędzie kilkadziesiąt milimetrów np. w pasie. Trzeba zatem przed zawodami wykonać drobne poprawki. 

    Reklama
    Reklama
    Kurs NBP z dnia 25.04.2024
    GBP 5.0427 złEUR 4.3198 złUSD 4.0276 złCHF 4.4131 zł
    Reklama

    Sport


    Reklama
    Reklama