Mąż sparaliżowanej Polki: "Chcemy być już w domu, lecz szpital nie pozwala"
34-letnia Aleksandra Filak doznała udaru mózgu 3 tygodnie po urodzeniu córki Anastazji. W wyniku incydentu doszło do wylewu krwi do mózgu, a co za tym idzie schorzenia znanego jako “zespół zamknięcia”.
“Choroba uniemożliwia wszelki ruch i komunikację werbalną ze względu na paraliż niemal wszystkich mięśni, oprócz tych zawiadujących ruchem gałek ocznych i mruganiem” - tłumaczy Independent.ie.
Jak poinformował mąż Aleksandry - Marcin - na chorobę nie ma lekarstwa. Zapewnił jednak, że kobieta jest świadoma wszystkiego, co się dzieje dookoła, a z rodziną porozumiewa się mrugając oczami.
“Moja żona na weekendy jest w domu, co oznacza, że jest teraz w dobrej formie i chcielibyśmy, aby wróciła na dobre” - tłumaczy mężczyzna.
Po wylewie Aleksandra trafiła na 9 miesięcy do dublińskiego Mater Hospital, a następnie została skierowana do National Rehabilitation Hospital (NRH) w Dun Laoghaire.
“NRH jest bardzo dobrym szpitalem i robią wszystko, co w ich mocy, by jej pomóc. Odwiedzam ją codziennie i widzę powolne postępy, dlatego mamy nadzieję, że będzie lepiej” - informuje mieszkaniec hrabstwa Metah.
Choć rodzina jest zdania, że podoła opiece nad obłożnie chorą, to szpital uzależnia jej powrót do domu od dostępności pielęgniarki środowiskowej.
“Codziennie czekamy na zielone światło. To bardzo frustrujące. Nie mamy pojęcia, ile nam jeszcze przyjdzie czekać na przydzielenie pielęgniarki. Aleksandra jest szczęśliwa w domu i chcemy, żeby wróciła, ale sam nie mogę tego zrobić. Dom jest przystosowany do wózka - znalezienie takiego zajęło mi kilka miesięcy, ale teraz wszystko jest gotowe i tylko czekamy” - zapewnia mężczyzna, który wychowuje dwójkę dzieci w wieku 13 lat i 13 miesięcy.
W internecie jest prowadzona zbiórka na rzecz rodziny Filaków.